Bielszy odcień bieli

„Bielszy odcień bieli”
„Bielszy odcień bieli” – wielki przebój ubiegłego wieku. W latach 70-ych chyba żadna dyskoteka i prywatka (dziś: domówka) nie mogła się bez tego utworu obyć. Dlaczego ten utwór zawojował w swoim czasie wszystkie listy przebojów, a dziś zajmuje miejsce na liście Top 500 piosenek wszech czasów?
A „Whiter Shade of Pale” (dosłowny tytuł polski Bielszy odcień bladości, przyjęty ogólnie Bielszy odcień bieli), to debiutancki przebój brytyjskiej grupy rockowej Procol Harum. Singiel z utworem osiągnął szczyty list przebojów w kilkunastu krajach i stał się wizytówką zespołu. Utwór nagrano w studiu „na żywo”, bez montażu – w trzech podejściach. Kilka dni później nagrano utwór ponownie, z nowo pozyskanym perkusistą, wersja została jednak uznana za gorszą i do rozpowszechniania weszło nagranie pierwotne. Główny motyw muzyczny utworu grany, na organach Hammonda, jest zainspirowany przez Arię na strunie G z III Suity Orkiestrowej D-Dur Jana Sebastiana Bacha – nie jest jednak dosłownym cytatem muzycznym. Słychać również odniesienie do bachowskiej kantaty Wachet auf, ruft uns die Stimme. Te nawiązania do muzyki klasycznej świadczą o wielkiej muzykalności zespołu i ich niewątpliwej erudycji muzycznej.
Utwór cechuje się nieco psychodelicznym tekstem Keith Reida. Według autora tytuł wpadł mu do głowy na imprezie. Sam tekst powstał jako luźny ciąg skojarzeń (strumień świadomości). W oryginale kompozycja miała 4 zwrotki, lecz na singlu znalazły sie tylko dwie. Trzecia i (rzadziej) czwarta jest wykonywana wyłącznie na koncertach Procol Harum na żywo. Zwrot a whiter shade of pale od tego czasu stał się w angielszczyźnie popularnym stałym związkiem frazeologicznym i jest często parafrazowany do formy Xer shade of Y (jakiś odcień czegoś). Polskie – dość zgrabne, lecz niezbyt dosłowne tłumaczenie tytułu (bielszy odcień bieli) również doczekało się parafraz – np. w tytule audycji radiowej Programu III Polskiego Radia  Bielszy odcień bluesa.

 

Przeszliśmy od fandanga
Do serii skocznych „gwiazd”
Czułem się jak po sztormie
Lecz tłum zagrzewał nas
Narastał szum i jazgot
I pułap się zatracił
Na znak, że w szkle znów widać dno
Kelner przyszedł z tacą
I było tak, że potem
W czas dziwnych opowieści
Jej twarz, już przedtem blada
Wpadła w bieli, odcień bielszy
To samo z siebie – rzekła
Jak jest naprawdę – widać
Lecz spojrzałem w swoje karty
I jej nie pozwoliłem
By w szesnastce dziewic Westy
Miała udać się na brzeg 
I choć oczy miałem wciąż otwarte
Równie dobrze mógłbym zamknąć je
I było tak, że potem
W czas dziwnych opowieści
Jej twarz, już przedtem blada
Wpadła w bieli, odcień bielszy
To brzeg już – wyszeptała
Choć wokół było morze
Więc zabrałem ją przed lustro
I by mogła oprzytomnieć
Rzekłem – Tyś syreną chyba
i Neptuna pragniesz zwieść
Lecz tak smutny mi posłała uśmiech
Że od razu zgasł mój gniew
I było tak, że potem
W czas dziwnych opowieści
Jej twarz, już wcześniej blada
Wpadła w bieli, odcień bielszy
Jak muzyka jest chlebem miłości
Tak jej królem jest śmiech
A gdy tył się staje przodem
To bezecność cnotą jest
Moje usta, natenczas – jak kartka
Wyślizgnęły się mej głowie
I już śmiało daliśmy nurka
W to oceaniczne łoże
Ta piosenka to znowu przykład utworu, który sam w sobie jest na tyle treściwy i „ostateczny”, że jakakolwiek próba poprawiania go nie ma właściwie sensu. To, że nagrano ponad 900 coverów tego utworu, o niczym jednak nie świadczy. Jedynym uzasadnieniem dla ponownego wykonania  tej piosenki jest przypominanie jej nowym kręgom słuchaczy. I z takim  podejściem mogę się zgodzić, pod warunkiem, że nowa wersja doda utworowi czegoś ciekawego.
Wersja Annie Lennox jest najbardziej znaną próbą wykonania tego utworu. Rzetelna, prawdziwe, nieśmiertelna. Interpretacja Annie bardziej podoba mi się nawet niż oryginał; wokalistce udało się złapać ten odjechany klimat, jaki jest w tekście. 

 

Nie stroniący od coverów Joe Cocker ponownie pokazuje swoją klasę. Jego wersja nie ingeruje w muzykę ani tekst. To tylko kolejna, ciekawa próba tego wielkiego interpretatora muzyki.
Podobnie jest w następnym przypadku. Zulema, wokalistka specjalizująca się w muzyce disco oraz rythm&blues, pozwoliła sobie jedynie na lekkie rytmiczne ożywienie akompaniamentu. Dzięki temu piosenka nieznacznie zmieniła charakter, jednak cały czas jest wierna oryginałowi.

Słuchając wersji instrumentalnej w wykonaniu The London Symhpony Orchestra trzeba się mocno skoncentrować, żeby nie pomylić tego wykonania z wersją klasyczną. Zapożyczenia z Bacha zdecydowały, że piosenka „Bielszy odcień bieli” brzmi dostojnie, niemalże klasycznie. Sama warstwa muzyczna oddaje jednak tylko część prawdy na temat utworu, stąd wersje instrumentalne mogą być tylko atrakcyjne dla ucha. Po prostu ładne.

 

Przykre, że tego typu piosenka, nieco podniosła, niewątpliwy symbol lat 70-ych ubiegłego wieku, poddawana jest próbom stylizacyjnym. Przy innych piosenkach tego typu zabiegi nie przeszkadzają, tutaj jednak stylizacja np. na reggae jest raczej nieporozumieniem. Przykładem na taka niebezpieczną zabawę jest wersja Gregorian. Przy takich wykonaniach zawsze zastanawiam się, czy ta delikatna granica kiczu została już przekroczona. 

 

Po tym krótkim przeglądzie mam jeden wniosek: żaden z wykonawców nie zdecydował się na usunięcie fragmentów Bacha, a te przecież nie należą do melodii piosenki, a są jedynie wizją interpretacyjną. Na tyle bogatą i samowystarczalną, że na stałe połączoną z resztą utworu. To się nazywa pierwowzór doskonały, bo usunięcie cytatów z Bacha doprowadziłby do powstania zupełnie nowego utworu.  I zapewne nie tak atrakcyjnego. 
Wojciech Wądołowski
Lipiec, 2012