“California Dreamin”
W naszym coverowym cyklu najwięcej jest piosenek sprzed wielu lat, do dzisiaj uznawanych przez historię. Takie utwory, poprzez swój wkład w nasze dziedzictwo, są zawsze interesujące do analizy pod różnym kątem. Jedna z ważniejszych kwestii to zawsze inspirowanie nowych artystów, bo to właśnie dzięki nim te utwory ciągle żyją.
Dzisiaj naszym kolejnym klasycznym przykładem jest piosenka „California Dreamin”z 1965 roku zespołu The Mamas & The Papas. Ta niemalże 50. letnia piosenka odebrała już stosowne zaszczyty – nr 89 na liście Hot 500 magazynu Rolling Stone oraz kilkunasto-już- letnia obecność w Grammy Hall of Fame.
Tę piosenkę wykonywali najwięksi, o czym świadczy wersja The Beatles, którzy do coverów raczej się nie garnęli. Z wielu wersji na całym świecie warto wybrać jedynie te, które wnoszą coś nowego. Bardzo znane nagranie The Beach Boys niestety do tej grupy się nie zalicza. Ich propozycja to jedynie delikatne odkurzenie. Warto jednak pamiętać o tym wykonaniu, bo ono wyciągnęło utwór z zapomnienia. Na ogół jest tak, że nowe wersje powstają zaraz po premierze oryginału i potem szybko piosenka odchodzi w zapomnienie. Bywa i tak, że dopiero po jakimś czasie pojawia się artysta, który przywraca utwór do życia i inspiruje innych do nagrywania nowych wersji. W tym przypadku w rolę odkurzacza/przypominacza wcielił się właśnie zespół The Beach Boys. Ich propozycja muzycznie nie jest odkrywcza, jednak ważna ze względu na wspomniane wskrzeszenie do życia.
All the leaves are brown and the sky is gray Stopped in to a church I passed along the way
|
Wszystkie liście są brązowe a niebo szare Po drodze zatrzymałem się w kościele
|
California Dreamin, zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej jest piosenką raczej nieskomplikowaną. Jej prosty tekst został uzupełniony ciekawą muzyką i jeszcze lepszym wykonaniem. Ta koncepcja wykonawcza przez wielu artystów jest powielana do bólu, co dobrze świadczy o koncepcji oryginału, ale nie najlepiej o naśladowcach. Chlubny wyjątek to propozycja The Carpenters. Ten duet zawsze potrafił zagrać znane piosenki po swojemu. Także tutaj piętno zespołu jest słyszalne w każdym takcie.
Falę wersji wesołych i niefrasobliwych przerwał Bobby Womack. Nagrana przez niego refleksyjna wersja to kamień milowy w rozwoju piosenki. Jego wykonanie – dużo wolniejsze, emocjonalne i ciekawe muzycznie bardzo szybko znalazło ogromną rzeszę naśladowców.
Idąc drogą wykonań mniej rozrywkowych, warto posłuchać Melanie. Jej wersja nawiązuje do najlepszej tradycji amerykańskiej ballady. To wykonanie prawdopodobnie odkrywa to czego raczej w wersji oryginalnej nie ma. Otóż samo określenie „California dream” zostało odnotowane we współczesnej psychologii jako silna motywacja do bogactwa i sławy. Powiedzenie to ma swoje podłoże w gorączce złota, jaki nastąpił w Californi po 1849 roku. Od tego czasu ten niezwykły amerykański stan stał się synonimem nowego startu, otwarcia, które kojarzy się z ciężką pracą zakończoną wielkim sukcesem. I właśnie w wykonaniu Melanie słychać ewidentne nawiązanie do tego podtekstu.
W podobnym klimacie utrzymuje się Queen Latifah. Tutaj jednak bardziej postawiono na nastrój. Polanie wszystkiego smooth jazzowym sosem jest rozwiązaniem bardzo interesującym i inteligentnym.
Osobną grupę wykonań stanowią wersje nieco odważniejsze muzycznie. I raczej tylko muzycznie, bo tekst na wiele nie pozwala. Z drugiej strony to ciekawe, że piosenka, która zdecydowanie nie jest muzycznym majstersztykiem, mimo wszystko potrafi zainspirować artystów różnych gatunków. Tutaj mistrzostwo polega głównie na dobraniu odpowiedniej stylistyki, a potem tylko przemyślanej koncepcji. Samo wykonanie utworu to już niemalże formalność, chociaż wiadomo, że najczęściej tych wersji nie byłoby gdyby nie główny wykonawca. Właśnie tych kilka przykładów świadczy o olbrzymiej roli wykonawcy, który będąc często inicjatorem projektu do końca odpowiada za efekt ostateczny.
Zaczniemy od klimatów najcięższych. Japoński Hi-Standard zaadaptował utwór do swojej, punkowej stylistyki. Tutaj nie ma silenie się na wyjątkową oryginalność. Kluczem tej koncepcji jest solidna, acz nieprzesadna stylizacja.
Podobną pracę wykonał DJ Sammy. Jego koncepcja muzyki tanecznej jest bardzo banalna. To nagranie właściwie nie prezentuje nic szczególnego, warto jednak je odnotować, bo włożenie utworu w ramy muzyki house to świetny przykład oddawania go nowym grupom słuchaczy. Szkoda tylko, że ścieżka wokalna jest w nie najlepszym guście.
Lutricia McNeal wprowadza utwór w kilmaty R&B. Co prawda piosenka już wcześniej była wykonywana w podobnej stylistyce, jednak w tej wersji warto zwrócić uwagę na unowocześnienie. Fragment wykonywany rapem, z dodanym nowym tekstem, jest niewątpliwie elementem twórczym, mimo że nieco naciąganym, bo ani tekst oryginalny, ani ten dopisany nie uzasadniają wybrania estetyki buntu .
Pozostając w obszarach inspiracji muzycznych zbliżyliśmy się do muzyki instrumentalnej. Tutaj nowych wykonań jest zadziwiająco dużo, ale niestety tylko nieliczne z nich pretendują do artystycznych. Jako przykład najwyższego kunsztu posłuży nagranie George Bensona, który z właściwą dla siebie maestrią odkrywa nowe odcienie. Przede wszystkim artysta buduje nastrój nawiązując do brzmień bardzo dla siebie charakterystycznych. Jest tu dramaturgia, ciekawa aranżacja i radość grania. Tak właściwie temat oryginalny jest tutaj jedynie pretekstem do stworzenia dzieła niemalże autonomicznego.
Wracając do piosenki, czyli symbiozy tekstu i muzyki, jeszcze jedno ciekawe nagranie. To co zaproponował zespół The Four Tops to coś więcej niż stylistyka bossa novy. W tym wykonaniu zachwyca przemyślana koncepcja (z udanymi nawiązaniami do muzyki klasycznej) i wykonanie jej podporządkowane. Wszystko zrobione jest stylowo, oszczędnie i smacznie.
Na zakończenie warto odkryć jeszcze jedno oblicze piosenki. Califoria Dreamin jest bardzo często wykorzystywana do celów nie muzycznych, akcji charytatywnych i programów telewizyjnych. Najlepszym przykładem wielowątkowego znaczenia utworu jest wykorzystanie nagrania chóru Scala & Kolacny Brothers do promowania kalifornijskiego LOTTO. Wykonania tego zespołu pojawiały się już w naszym cyklu coverowym kilkukrotnie. Za każdym razem są to wersje ciekawe pod kątem nowego kontekstu, jednak ich wartość muzyczna nigdy nie jest zbyt wysoka. Fenomen tych wykonań to znalezienie odpowiedniego klucza, a przede wszystkim złamanie paradygmatu, z jakim najczęściej kojarzy się każdy utwór. I właśnie umiejętność wychodzenia poza przewidywalne konteksty dedykuję wszystkim artystom poszukującym.
Wojciech Wądołowski
październik, 2014 r.