„I Just Call to Say I Love You”
Któż nie zna tej piosenki? Wydaje się, że nie ma wesela, aby nie zagrano „I Just Call to Say I Love You”. I pewnie jej autor, Stewie Wonder, nie jest zachwycony, bo dziś to utwór kojarzony z klimatami biesiadnymi. Jednak z drugiej strony nie ma co narzekać, światowa popularność jest chyba tego warta. Piosenka ukazała się jako singiel albumu „The Woman in Red” z 1984 roku i momentalnie podbiła światowe listy przebojów, nawet brytyjską, na której była jedyną piosenką artysty na pierwszym miejscu. Do tego dodajmy jeszcze trzy nominacja do nagrody Grammy, Złoty Glob i statuetkę Oscara. Autorem piosenki jest sam Wonder, aczkolwiek jego wcześniejsi współautorzy wielu innych piosenek: Lee Garrett i Lloyd Chiate twierdzili, że napisali „I Just Call to Say I Love You” rok wcześniej. W końcu sprawa znalazła się w sądzie, ale ten opowiedział się za Wonderem.
Wersja, którą nagrał Barry Manilow wpisuje się w dominujący w tym przypadku nurt taneczny. Tutaj jednak, dzięki delikatnej stylistyce bossa nowy jest świeżo i atrakcyjnie. I to na pewno nie jest wstyd zaproponować taką wersję.
Jeszcze ciekawiej jest w zdecydowanej wersji latynoskiej zespołu iYamba. I z takich prób na pewno zadowolony jest kompozytor utworu – nie ma chyba nic lepszego, jak zainspirowanie innych artystów do odkrycia w swojej piosence zupełnie nowych kolorytów.
Bezbolesne są nagrania instrumentalne, bo tu nie trzeba niczego dodawać, a kompozycja broni się sama. Celowo wybrałem nagranie Roberta Bonfiglio, wirtuoza harmonijki, bo ten utwór wyjątkowo kojarzy się z Wonderem, dzięki temu instrumentowi właśnie.
Do przyjrzenia się piosence sprowokował mnie zespół Pentatonix, który włączył piosenkę do swojego ostatniego albumu. Pomijając fakt, że utwór zaliczono do repertuaru bożonarodzeniowego, to nie można temu wykonaniu odmówić uroku. Pięknie rozwijająca się dramaturgia z kulminacyjną, świetnie wymyśloną modulacją to pokaz najwyższych umiejętności, głównie aranżacyjnych, ale wykonawczo też jest dużo lepiej niż kilka lat wcześniej.
Ciekawych nagrań nie ma dużo, ale to pewnie efekt popularności piosenki – prawdopodobnie artyści boją się wchodzić na ten delikatny lód. Może to i lepiej?
Wojciech Wądołowski
styczeń, 2022 r.