„Isn’t She Lovely”
To kolejna słynna piosenka Steviego Wondera. Jak wszystkie jego przeboje, powstała w okresie dla artysty najciekawszym, bo lata 70. to pasmo jego największych sukcesów. Utwór pochodzi z kultowego albumu „Songs in the Key of Life” z 1976 roku, umieszczonego przez magazyn Rolling Stone na 56. miejscu albumów wszech czasów. Wonder napisał piosenkę dla urodzonej rok wcześnie j córki, stąd na początku utworu słyszymy płacz dziecka, a wystąpiła sama Aisha Morris – w ten sposób ta czynna do dziś wokalistka i aktorka zanotowała swój debiut. Warto przypomnieć, że Stevie Wonder to pseudonim artystyczny, a właściwe nazwisko to Stevland Hardaway Morris. Szkoda, że w nowszych wersjach, po masteringu, ten początek wyrzucono. Można się zdziwić, że autor na to pozwolił, bo nawet jeśli ktoś uznał, że ten wstęp dzisiaj nie brzmi dobrze, to usunięto emocje, które artyście kojarzyły podczas nagrywania piosenki
Przeglądając wersje innych artystów odkryjemy szczególnie dużo nagrań instrumentalnych, i to w dodatku bardzo dobrych. Często są utrzymane w stylistyce jazzowej, a to znaczy, że muzycy doceniają samą kompozycję. I to żadna niespodzianka, bo muzyka Wondera, zwłaszcza te ze szczytu jego płodności, to dzieła najwyższej jakości.
Najwięcej wersji instrumentalnych nagrali wybitni wirtuozi. Ich podejście do samej kompozycji jako klasycznego standardu świadczy o uznaniu dzieła, potraktowanie go na równi z wieloletnimi utworami należącymi do kanonu gatunku. Wybrałem nagranie brytyjskiego pianisty Victora Feldmana jako przykład łagodnego potraktowania jazzem. Inni artyści nie byli już tak zachowawczy, nagrywając wersje bardzo rasowe.
Potwierdzeniem klasy utworu jest nagranie go przez legendarny big band Woddy’ego Hermana. Za nim poszły inne podobne zespoły – tak się tworzy klasykę muzyki popularnej.
Nie mogłem odmówić sobie pokazania tego nagrania – połączenie bandolino z akordeonem, za sprawą wykonawców (Hamilton De Holanda i Mestrinho) staje się bardzo atrakcyjnym utworem. Do tego ciekawe wokalizy akordeonisty. Tego słucha się z ogromną przyjemnością.
Nagrań wokalnych jest także bardzo dużo, ale najczęściej są to wersje mocno kopiujące aranżację Wondera. Dlatego skupiłem się jedynie na kilku nagraniach , które wnoszą coś nowego. Trzeba odnotować także nagranie zespołu Me First and The Gimme Gimmes. Kapela specjalizowała się w nagrywaniu coverów, a ta wersja świadczy, że nadawano im nową jakość. Bo niby nie ma tu nic niezwykłego, ale nagle odkrywamy, że piosenka może być też atrakcyjna dla miłośników nieco innych klimatów.
Podoba mi się nagranie duetu Jess and Gabriel. Ich wersja urzeka prostotą, nie wykorzystuje charakterystycznych pochodów harmonicznych akompaniamentu, stawia na prawdę i piękne wykonanie w dwugłosie.
Na koniec zostawiłem śmiałą wersję Jacoba Colliera. To nagranie sprzed 10 lat, czyli czasów, kiedy Collier nie był jeszcze uznaną postacią muzyczną, a młodym chłopakiem, który bawił się muzyką, nagrywał znane piosenki, a efekty umieszczał w sieci. I tak ten niewinny żarcik doprowadził Colliera do światowej sławy, zaproszeń do najważniejszych sal koncertowych i możliwość nagrywania dosłownie z każdym.
Dziś piosenka jest żelaznym repertuarem weselnym, ale też często wykorzystywana do okoliczności specjalnych, jak choćby dzień matki, czy urodziny bliskiej osoby. W 2012 roku Wonder wykonał tę piosenkę z nieco zmienionym tekstem dla Królowej Elżbiety podczas koncertu Diamentowego Jubileuszu. Chyba nie ma większego komplementu dla piosenki, prawda?
Wojciech Wądołowski
październik, 2022