„Konik na biegunach”

„Konik na biegunach”

Niedawno uczestniczyłem w rozmowie na temat tej piosnki. I odkryłem, że to co dla niektórych jest oczywiste, dla sporej grupy ludzi jest ciągle tajemnicą. Bo „Konik na biegunach” nigdy nie spełniał moich kryteriów zainteresowania się pod kątem nowych wykonań. Tu się niewiele zmieniło – piosenka ma mało nowych wersji, ale nawet te nieliczne, bardzo popularne, warte są skomentowania. Zwłaszcza, że w opinii publicznej piosenka funkcjonuje jako żelazny repertuar Urszuli, a to jedynie cover starej i zapomnianej piosenki. Doszło do tego, że nagranie które miało być skokiem w bok, muzycznym żartem, okazało się jednym z ważniejszych w repertuarze. I nawet jeśli psuje to wizerunek poważnej wokalistki, to z gustami słuchaczy się nie dyskutuje.

„Konik na biegunach” powstał w roku 1960. Miał być utworem kabaretowym, powstał zresztą w kabarecie Akademii Medycznej Cyrulik. Kabaret zasłynął wychowaniem kilku znakomitych wykonawców, w tym debiutującej w nim Ewy Demarczyk. Historia powstania piosenki jest nieco pokręcona i obfitująca w szczęśliwe zbiegi okoliczności. Pierwszym z nich były wakacje studentów krakowskich uczelni artystycznych w Kortowie, gdzie doszło do spotkania artystów Cyrulika z zespołem Jazz Band Ball. Jeden z jego członków, multiinstrumentalista Jacek Dybek stworzył melodyjkę, która na pewno nie nadawała się do jazzu, ale dobrze sprawdziłaby się w kabarecie. I tak opracowano ostateczną wersję melodii czekając na tekst, a pamiętajmy, że wtedy w Polsce nie było jeszcze ogólnodostępnych magnetofonów. Słowa do piosenki napisał nieco później stały bywalec Cyrulika, Franciszek Serwatka. To miał być lekki kabaretowy żart, jak mówił sam autor: „taka sobie kuchenna piosenka”. Pierwsza wersja, zwykła kabaretowa piosenka z towarzyszeniem fortepianu,  została nagrana przez polskie radio, stąd jej chwilowa rozpoznawalność. Zauważył ją nawet bardzo opiniotwórczy Andrzej Ibis w recenzji w „Życiu Warszawy” pozwolił sobie na bardzo krytyczną recenzję:

Co to znaczy, że „ z ołowiu odejdą żołnierze”? Z ołowiu idą, czy są z ołowiu? A ta muzyka, trochę włoska, taki Marino Marini. Coś okropnego. O co panu chodzi panie Serwatka?

I teraz drugi szczęśliwy zbieg okoliczności. W zorganizowanym w 1962 roku w Kołobrzegu obozie dla piosenkarzy studenckich wzięli udział twórcy piosenki, a także nieznany szerzej student z Lublina Michał Hochman. Ten, poznawszy Serwatkę i Dybka, tak podpalił się na „Konika na biegunach”, że próbował swojego szczęścia z tą piosenką przy różnych okazjach, jednak jakoś nie miał szczęścia. Nawet kiedy wydawało się, że zła passa minęła, bo wokalistę zaproszono do udziału festiwalu w Opolu. Niestety „Konika” odrzucono ze względu na niskie walory artystyczne. Dopiero nagranie piosenki z zespołem Kawalerowie dla radiowej Trójki spowodowało, że piosenka z dnia na dzień stała się przebojem.

Piosenka okazała się hitem jednego sezonu. Jedną z przyczyn jej szybkiego zapomnienia mógł być wyjazd Hochmana w 1968 roku do Nowego Jorku, nie miał więc kto piosenki lansować. Ale ta przetrwała jako częsta bywalczyni weselnych parkietów. Na tej fali powstała wersja Krzysztofa Tyńca, prowadzącego w połowie lat 90. cykl koncertów Gala Piosenki Biesiadnej.

Wracamy do najbardziej popularnej wersji piosenki. W 1988 r. podczas pobytu Urszuli i gitarzysty Staszka Zybowskiego w USA doszło do spotkania z Michałem Hochamanem, który prezentował gościom nagrane przez siebie kiedyś piosenki. Swoje wrażenia po usłyszeniu „Konika na biegunach” Urszula wspomina w jednym z wywiadów: „Pamiętałam go z dzieciństwa jak przez mgłę, ale tak jakoś zadrapało mnie w gardle, zrobiło się cieplej na sercu. Wspomnienia, nostalgia. Staszek znał ten utwór lepiej. Słuchaj, powiedział, na wszystkich weselach, studniówkach, balach na których grałem, nie mogło się obejść bez tej piosenki, mam pomysł jak to zrobić na nowo”. I tak narodziła się wersja, która dziś jest najbardziej popularna. I to popularna do tego stopnia, że wielu słuchaczy jest przekonanych, że Urszula jest pierwszą i jedyną wykonawczynią utworu.

 

Wojciech Wądołowski

wrzesień, 2021 r.