Let It Snow

„Let It Snow”

Każdego roku mniej więcej 2 miesiące przed jego zakończeniem następuje wysyp nowych płyt z muzyką bożonarodzeniową. W Polsce, i ogólnie w całej Europie, są to przede wszystkim tradycyjne kolędy, natomiast w Stanach Zjednoczonych królują piosenki okolicznościowe, które z kolędami nie mają nic wspólnego. Podejrzewam, że dla przeciętnego Amerykanina nie ma specjalnej różnicy między tradycyjną pieśnią „Cicha noc” a współczesną kompozycją, jak np. piosenka, której dziś się przyglądamy. A różnica jest zasadnicza – kolędy, jako część obrządku liturgicznego, odwołują się do nauki kościołazwiązanego z wydarzeniami w Betlejem, podczas gdy współczesne piosenki amerykańskie koncentrują się na świętach, zimie i ogólnej związanej z tymi wydarzeniami radości.

Piosenka „Let It Snow”, w oryginale mająca tytuł nieco dłuższy („Let It Snow! Let It Snow! Let It Snow!”) autorstwa Sammy Cahn’a i Jule Styne powstała w 1945 roku w Hollywood. Pierwszego nagrania dokonał Vaughan Monroe, bardzo szybko zdobywając nr 1 na liście przebojów Billboardu.

Piosenka bardzo szybko stała się popularna, jednak mimo wielkiego sukcesu zmieniła szybko oblicze. Niedługo po premierze swoją wersję nagrał Dean Martin. Jego interpretacja jest lżejsza i dużo bardziej charakterystyczna. Prawdopodobnie te szczegóły sprawiły, że wykonanie Martina jest najbardziej znane i mocno z piosenką kojarzone. Dość tylko powiedzieć, że w  podobnym stylu piosenkę wykonały wielkie sławy: Frank Sinatra i Bing Crosby.

W podobnej stylistyce utrzymuje się także Michael Buble, mistrz współczesnych interpretacji piosenek sprzed lat. W tej wersji możemy podziwiać maestrię wykonawczą. Głównie chodzi tutaj o aranżację utrzymaną w stylistyce rozpowszechnionej w latach 50. ubiegłego wieku, jednak nieco unowocześnioną. Na pierwszy plan wysuwa się jednak wokalista, który z wielką klasą, ale także jakąś trudną do zdefiniowania nonszalancją, nadaje tej wersji ekstrawaganckiej elegancji.

Piosenka pierwotnie zdobyta przez śpiewających panów stała się także łupem wokalistek. Tutaj lista jest podobnie jak u panów długa. Grzechem byłoby nie wspomnienie wersji Elli Fitzgerald, bezdyskusyjnej mistrzyni.

Kończąc przegląd wykonań solowych należy wspomnieć o łatwość adoptowania piosenki do różnych stylistyk. Takie zabawy nie zawsze dobrze się kończą, bo muzyk bawiący się konwencją, będąc zadowolony, że udało mu się coś początkowo trudnego, nie zauważa, że wyrzucił z piosenki ducha. Czy tak jest w przypadku wersji Kacey Musgraves? Próba przeniesienia utworu do świata country może nie jest zbyt szczęśliwa, biorąc jednak pod uwagę, że to piosenka na wskroś amerykańska, można przyjąć, że taka wersja  podoba się wielu słuchaczom.

\

Osobny rozdział piosenek bożonarodzeniowych stanowią wykonania zespołów wokalnych. Trzeba przyznać, że to kategoria traktująca zespoły wokalne ze szczególną przychylnością – okres świąt sprzyja nostalgii i atmosferze „śpiewów anielskich”. I tutaj jest się czym rozkoszować – wszystkie liczące się zespoły nagrały przynajmniej jedną płytę z takim repertuarem. Wszystkie albumy należą do mojej ulubionej lektury do słuchania w okresie bożonarodzeniowym.

Najbardziej elegancką, zgodną z prezentowaną przez siebie estetyką, zaprezentował The Manhattan Transfer. Wolniejsze tempo, podział na role solowe i zespołowe, a także nowy, oryginalny wstęp śpiewany prowadzą do znakomitego, bardzo tradycyjnego efektu.

Do tradycji wykonań swingowych sprzed 50 lat nawiązuje New York Voices. Ich wersja potwierdzająca klasę jest potwierdzeniem klasy grupy. Wielkim sukcesem jest połączenie luźnego charakteru utworu z misterną i bardzo trudną harmonią. To wszystko wpisuje się w świetną współpracę z akompaniującym zespołem. Takimi nagraniami NYV udowadnia, że wykonywanie jazzu może być atrakcyjne i nie musi się ograniczać do małych, hermetycznych widowni.  Przy okazji dodam, że ich płyta bożonarodzeniowa sprzed 2 lat jest ostatnią w mojej kolekcji, kompletując w ten sposób koronę wokalistyki zespołowej. New York Voices najdłużej opierał się przed nagraniem tego materiału, okazuje się, że czasami warto poczekać.

Na zakończenie zostawiłem nagranie najambitniejsze. Take 6, zespół złożony z sześciu panów i przez wielu uważany za najlepszą obecnie formację wokalną, nagrał wersję będącą wariacją na temat piosenki. Takie podejście jest charakterystyczne dla większości zespołów wokalnych, a Take 6 wiedzie tutaj prym. Zdaję sobie sprawę, że ludzi spodziewających się tradycyjnego podejścia do piosenek okolicznościowych, taka propozycja może rozczarować. Na pewno nie jest to rodzaj muzyki, który będzie towarzyszył kolacji wigilijnej, jednak dzięki takim próbom muzyka może się rozwijać, a przy okazji nasza wyobraźnia.

Nasze spotkanie wypadałoby skończyć wersją polskojęzyczną, na szczęście nie znalazłem żadnej interesującej. Dlaczego na szczęście? Bo to piosenka amerykańska, a my, mając swoje tradycyjne kolędy, nie musimy uciekać się do repertuaru, który wywodzi się z zupełnie innej tradycji. Pamiętam jedynie, że wiele lat temu usłyszałem, jak spiker radiowy, chcący przetłumaczyć tytuł piosenki,  zapowiedział ją jako: „Niech pada. Niech śnieży. Niech prószy”.

Wojciech Wądołowski

grudzień, 2016 r.