Light my fire

„Light my fire”

Dzisiaj pozostajemy w klimatach z naszych poprzednich rozważań  nad przebojem Nirvany. W przypadku piosenki „Light my fire” trudno nie doszukać się podobieństw do „Smells like Teen Spirit”. Po pierwsze: wykonawca tej piosenki, zespół The Doors, podobnie jak Nirvana jest do dziś kapelą legendarną, pewnie głównie dzięki swojemu frontmenowi – wokaliście Jimmiemu Morrisonie. Po drugie: Morisson, podobnie jak Kurt Cobain, jest „członkiem” Klubu 27. I po trzecie wreszcie: obie piosenki  stały się kultowe. Ale wróćmy do początku.

„Light my fire” to piosenka amerykańskiego zespołu The Doors; po raz pierwszy opublikowana na debiutanckim albumie The Doors 1967. Autorem muzyki i tekstu był Robbie Krieger, gitarzysta zespołu (oprócz drugiej zwrotki, którą napisał Morrison). Utwór osiągnął pierwsze miejsce rankingu Pop Singles magazynu Billboard. W 2004 został sklasyfikowany na 35. miejscu listy 500 utworów wszech czasów wg magazynu Rolling Stones i jest typowym przykładem zbuntowanego rocka lat 60. ubiegłego wieku. Początkowo był to utwór o długości 7 minut, jednak dla potrzeb rozgłośni radiowych nagrano wersję 3-minutową. Mimo swojego dostojnego 45 letniego wieku, piosenka cały czas ma się dobrze, inspirując nowych wykonawców.

               

You know that it would be untrue
You know that I would be a liar
If I was to say to you
Girl, we couldn’t get much higher
Come on baby, light my fire
Come on baby, light my fire
Try to set the night on fire

The time to hesitate is through
No time to wallow in the mire
Try now we can only lose
And our love become a funeral pyre
Come on baby, light my fire
Come on baby, light my fire
Try to set the night on fire, yeah

The time to hesitate is through
No time to wallow in the mire
Try now we can only lose
And our love become a funeral pyre
Come on baby, light my fire
Come on baby, light my fire
Try to set the night on fire, yeah

You know that it would be untrue
You know that I would be a liar
If I was to say to you
Girl, we couldn’t get much higher
Come on baby, light my fire
Come on baby, light my fire
Try to set the night on fire
Try to set the night on fire
Try to set the night on fire
Try to set the night on fire

Wiele źródeł, opisujących coverowe wykonania tej piosenki, podaje 3 istotne wykonania, dlatego należy im się przyjrzeć. Propozycja Shirley Bassey, drugoligowej divy poprzedniego stulecia, to wykonanie charakterystyczne dla czasów, w których wokalistka odnosiła największe sukcesy. To przykład na to, jak piosenkę kojarzoną z nową falą w muzyce, można zaśpiewać bardziej artystycznie, ale grzecznie. Prawdopodobnie w takim wykonaniu piosenka nie przetrwałaby więcej, niż kilka sezonów. Drugi przykład to wersja, która powstała przy okazji jednego z wielu talent show. Propozycja  Willa Younga stała się jego wizytówką, stąd pewnie tyle się o niej mówi. A ta wersja jest miła, ładna, ale raczej „plastikowa”. Dopiero trzecie nagranie z tej grupy, propozycja Jose Feliciano, to wersja godna uwagi. Zresztą komplementuje ją nawet kompozytor piosenki, mówiąc: „To naprawdę wspaniałe uczucie, ze napisało się coś, co obecnie jest klasyką. Feliciano, wykonując tę piosenkę z zupełnie nową aranżacją, jest jedynym artystą, któremu udało się to, czego próbuje wielu muzyków grających Light my fire. Za to właśnie mam w stosunku do Jose ogromny dług wdzięczności”.

Po wielu latach Feliciano wykonuje ten utwór w doborowym towarzystwie Carlosa Santany i Rickiego Martina. Nowy pomysł, nowa jakość, nowe doznania artystyczne.

W coverowaniu tej piosenki, podobnie jak w przypadku przeboju Nirvany, istotne miejsce zajmują wersje instrumentalne. Proponuję posłuchać dwóch wykonań fortepianowych. Jedynym wspólnym elementem tych nagrań jest piosenka „Ligh my fire” i instrument, na którym muzycy wyczarowują swój wspaniały, za każdym razem inny, świat. George Winston proponuje wersję wyłącznie fortepianową, klasyczną, ale może właśnie dzięki temu bardzo szlachetną i interesującą.

              

Jeszcze dalej poszedł Friedrich Gulda, tworząc wariację w oparciu o tę piosenkę. Jest to wersja bardzo finezyjna i dojrzała. Po prostu artystyczna.

               

Mimo wszystko wykonania wokalne będą zawsze bardziej bliższe pierwotnej idei twórców piosenki, bo to przecież również dzięki tekstowi piosenka odegrała istotną rolę w historii muzyki rozrywkowej. W tym miejscu warto przyjrzeć się dwóm amerykańskim wokalistkom, które nagrały interesujące wersje. Minnie Riperton udowadnia tutaj, że jest rasową wokalistką soulową, a fakt posiadania 5-oktawowej skali głosu nie przeszkodził jej w powściągliwości – aż strach pomyśleć, co by było, gdyby wokalistka w tej piosence zaczęła popisywać się swoim głosem. Zachwycająca jest aranżacja utworu, a pomysł zaproszenia do zaśpiewania w ostatnim fragmencie Jose Feliciano jest świetny. I tym sposobem Jose, jako „sprawca” trzech interesujących wykonań, staje się bohaterem tej opowieści.

Z kolei Patricia Barber podeszła do piosenki nieco inaczej – stawia na balladowość i jakąś tajemnicę. I tu podobnie jak u Minnie,  mimo że Patricia jest uznawana za wokalistkę jazzową, to w tym wykonaniu nie popisuje się swoimi umiejętnościami, po prostu pięknie, konsekwentnie broni swojej koncepcji. Wokalistka zrobiła to tak przekonująco, że w krótkim czasie doczekała się wielu następczyń, a raczej plagiatorek.

Będąc przy wykonaniach wokalnych, nie można nie wspomnieć o wersji Necro. To, że jest to wersja rapująca, dodaje tylko autentyczności tekstowi, bo oburzenie jakie wywołuje śmiałość tekstu Necro, jest podobne do szoku, z jakim spotkały się pierwsze wykonania piosenki przez The Doors. Wystarczy tylko wspomnieć medialny skandal, kiedy to zespół wystąpił w programie The Ed Sullivan Show. Aby nie urazić konserwatywnej części publiczności, muzycy zostali poproszeni o zmianę części tekstu (przede wszystkim „Girl, we couldn’t get much higher” na „Girl, we couldn’t get much better„). Jim Morrison jednak nie dotrzymał obietnicy, śpiewając oryginalny tekst (program był realizowany na żywo). Zdenerwowany Ed Sullivan zapowiedział, że już więcej nie zaprosi zespołu do swojego show. Odpowiedzią Morrisona było: „Hej, człowieku, my właśnie zrobiliśmy The Sullivan Show„. Wracając do Necro, co prawda trudno sobie wyobrazić, że za kilkanaście lat będziemy w stanie zaakceptować w pełni ich tekst, to zapewne można założyć, że będzie bulwersował trochę mniej, mimo, że dziś wydaje nam się to niemożliwe.

Żeby nie kończyć naszych rozważań w atmosferze skandalu, na koniec proponuję zupełnie inne, bardzo klasyczne i artystyczne wykonanie. Nigel Kennedy, niezwykle kontrowersyjny angielski skrzypek, potrafiący z taką samą siłą zachwycać, jak i oburzać, cały czas gra równolegle repertuar klasyczny i rozrywkowy. Swoje wszystkie interpretacje skrzypek prowadzi w taki sposób, aby udowodnić, że podział muzyki na klasyczną, jako sztukę wyższą i gorszą, rozrywkową jest nieporozumieniem. To wykonanie powinno przekonać nawet najbardziej zatwardziałych, bo aranżacja utworu i sposób nawiązywania do muzyki klasycznej poprzednich epok jest imponujący.

Zaprezentowane dzisiaj przykłady pokazują ponownie, że dobra muzyka potrafi się obronić mimo upływu lat, a „Light my fire” równie dobrze czuje się zarówno na ulicach Bronxu,  jak i w eleganckiej sali filharmonicznej. I tym optymistycznym akcentem kończymy naszą opowieść.

Wojciech Wądołowski

marzec, 2012r.