„Little Wing”
Ta piękna ballada rockowa, napisana i wykonywana przez Jimiego Hendrixa, została nagrana na album „Axis: Bold as Love” w roku 1967. Hendrix, przez wielu fachowców uważany za najlepszego gitarzystę XX wieku, to do dziś ikona muzyki rockowej; trudno sobie wyobrazić, aby ktokolwiek aspirujący do rockowego świata nie zetknął się z tym nazwiskiem, a przede wszystkim jego muzyką. Co istotne, tych wszystkich wspaniałych osiągnięć Hendrix dokonał bardzo szybko, bo umarł w wieku 27 lat.
Wersja Hendrixa jest bardzo rasowa – przy zachowaniu klimatu ballady jest to ciągle utwór rockowy i nawet dziś nie trąci myszką.
Zadziwiające, że piosenka, która pod względem muzycznym jest bardzo atrakcyjna (skomponowana w trudnej dla gitarzystów tonacji es-moll), doczekała się stosunkowo mało nowych wykonań. Zawiedli przede wszyscy instrumentaliści, którzy tutaj naprawdę mogliby rozwinąć skrzydła. Jak to jest, że muzycy chętniej coverują utwór mało ambitny muzycznie? Pewnie chodzi o rozpoznawalność, bo „Little wing” szczególnie popularna nie jest, mimo że znajduje się na liście Top 500 wszech czasów. A może chodzi także o czynniki pozaartystyczne, jak na przykład symbolikę utworu. Tak się niestety składa, że ta piosenka nie jest hymnem ruchów wyzwoleńczych, ani jakichkolwiek innych, nawet nie przeciwstawia się wojnie w Wietnamie. Za to jej przesłanie (piosenka poświęcona jest zmarłej przedwcześnie matce) jest proste i piękne. I na szczęście nie tak banalne, jak w pewnej polskiej piosence o cudownych rodzicach.
Well she was walking thru the clouds
With a circus mind that’s running wild
Butterflies and zebras and moonbeams and fairy tales
(that’s all she ever thinks about)
Riding with the wind
When I’m sad she comes to me
With a thousand smiles she gives to me free
It’s alright, she says, it’s alright
Take anything you want from me, anything
Niewątpliwie najlepszą, ale także najbardziej popularną wersję, stworzył Sting. Ale cóż w tym dziwnego? Kiedy połączy się geniusz dwóch osobowości, efekt nie może być inny.
W przypadku tej piosenki mamy wyjątkowo dużo prób polskich, żadna z nich niestety nie zasługuje na większą uwagę. I nawet nie chodzi o to, że te próby są mało interesujące, ale okazuje się, że cały muzyczny świat ma z tą piosenką problemy. Większość wersji, nawet gdy są one dobrze zagrane i zaśpiewane, nie wychodzi poza ramy wyznaczone przez Hendrixa. Na szczęście jest kilka wyjątków, bo na przykład wersja mało znanego amerykańskiego zespołu Concrete Blonde jest bardzo ciekawa. Co prawda temu zespołowi nie udało się całkowicie „odkleić” od pierwowzoru, bo wykorzystanie w nagraniu dzwonków chromatycznych jest niewątpliwym nawiązaniem do wykonania Hendrixa. A może jest to zamierzone?
W porównaniu do wielu innych piosenek, kiedy coverowe wersje wyróżniają się pomysłem, inną aranżacją, zmianą rytmiki, czy zupełnie inną ekspresją, tutaj najczęściej nie znajdujemy nic twórczego. Jedną z nielicznych prób twórczego podejścia, zaprezentował zespół The Corrs. Co prawda nie jest to moja ulubiona stylistyka, ale, chociażby z uwagi na próbę nadania piosence nowego wyrazu, wersja godna uwagi. Sam fakt, że piosenka jest wykonana rzetelnie, w dodatku z nowym pomysłem wykonawczym, może być gwarantem popularności.
Warto jeszcze posłuchać wersji instrumentalnej. Stevie Ray Vaughan nigdy nie ukrywał, że wpływ na jego grę wywarł Jimmy Hendrix. I to w jego nagraniach słychać, ale słychać też podejście twórcze, zwłaszcza w drugiej części utworu. Ten amerykański gitarzysta, swoim uzależnieniem od używek i tragiczną śmiercią, nieświadomie szedł śladami swojego mistrza. Stevie zginął w katastrofie lotniczej w 1990 r., kiedy to organizatorzy jednego z koncertów udostępnili 2 śmigłowce mające przetransportować muzyków do pobliskiego Chicago. Śmigłowiec ze Steviem i czterema innymi osobami spadł na ziemię, nie dając nikomu szans na przeżycie. W drugim helikopterze lecieli m.in.: David Bovie i Eric Clapton.
I tym nagraniem kończymy naszą krótką tym razem opowieść. Szkoda, że krótką, bo piosenka zasługuje na znacznie więcej ciekawych nagrań. A przecież od czasu kiedy Hendrix nagrał tę piosenkę minęło 45 lat. Zapewne przyjdzie nam trochę poczekać na nowe, ciekawe nagrania, bo akurat ta piosenka zasługuje na pamięć.
Wojciech Wądołowski
marzec, 2012r.