„New York, New York”
Piosenka, która dziś znana jest pod tytułem “New York, New York”, powstała jako główny motyw filmu Martina Scorsese z 1977 roku pod tym właśnie tytułem. Potem, kiedy piosenka stała się wielkim przebojem, jej tytuł, taki sam jak tytuł filmu, był oczywisty. Jednak swoją największą sławę piosenka zawdzięcza wersji Franka Sinatry, od niej więc rozpocznijmy.
I teraz możemy powrócić do początku, czyli wersji oryginalnej i brawurowego wykonania Lizy Minelli. Autorami piosenki są najlepsi z najlepszych: John Kander (muzyka) i Fred Ebb (tekst), uznani twórcy hitów musicalowych, m.in : “Cabaretu” i “Chicago”. Ta spółka autorska podjęła się dzieła karkołomnego, bo producenci filmu zmówili piosenki stylizowane na lata 40., czyli najlepsze czasy amerykańskich big-bandów. I poradziła sobie, bo muzyka jest tak autentyczna, że w masowej świadomości utwór tytułowy uchodzi za przedwojenny standard. Na pewno wykonanie Sinatry się do tego przyczyniło, bo artysta uchodzi za mistrza wskrzeszania starych piosenek. Tym razem było inaczej, bo swoją wersję nagrał w 1979 roku, czyli krótko po premierze filmu. Później, po 20 latach, Sinatra wykonał jeszcze wersję z Tonny’m Benett’em na album z duetami. I ta piosenka dziś kojarzy nam się z Frankiem Sinatrą najbardziej, bo jeśli pada hasło: “New York, New York”, to automatycznym skojarzeniem jest właśnie ten artysta.
Posłuchajmy teraz nagrania oryginalnego, bo tu też jest kilka niespodzianek.
Tekst wersji znanej dzięki Sinatrze nieco różni się od oryginalnej. Niby drobiazgi, a jednak. Początek obu wersji jest taki sam:
Start spreadin’ the news, I’m leaving today
I want to be a part of it: New York, New York.
Zakończenie wersji filmowej:
If I can make it there, I’ll make it anywhere,
Come on come through, New York, New York.
Sinatra śpiewa nieco inaczej, zmieniając sens utworu:
If I can make it there, I’m gonna make it anywhere,
It’s up to you, New York, New York.
Piosenka dziś wykonywana jest na najważniejszych imprezach w mieście, ale też często pojawia się na weselach i bar micwach. Gości też na stadionach – i tutaj ciekawy przykład z drużyny baseballowej New York Yankees. Piosenka pojawia się na każdym meczu od 1980 roku – po zwycięstwie odtwarzana była wersja Sinatry, a po przegranej puszczano Lizę Minelli. Po proteście oburzonej artystki postanowiono prezentować tylko wersję Sinatry, niezależnie od wyniku meczu. Swoją sławę piosenka wykorzystuje też przy innych okazjach, jak na przykład podczas uroczystości rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles w 1984, kiedy utwór wykonano przez 24 fortepiany. “New York, New York” jest także regularnie odtwarzana podczas witania nowego roku na Time Square, a w 2013 r. piosenkę zagrano podczas pogrzebu byłego burmistrza Nowego Yorku Eda Kocha.
Jako ciekawostkę podaje się nagranie zespołu Queen, który podczas sesji nagraniowej płyty “A Kinfd of Magic” zarejestrował zaledwie 30-sekundową wersję. Później ten fragment wykorzystano w filmie “Highlander”. Krążą też pogłoski, że istnieje pełna wersja piosenki, ale wydawca zespołu zdecydowanie zaprzecza.
Jeśli już jesteśmy przy nowych nagraniach to może się zdziwimy, że jest ich stosunkowo mało. Oczywiście jest sporo wersji okolicznościowych, bo „New York, New York” stał się samozwańczym hymnem miasta, ale to wykonania powstałe w zupełnie innym celu. Dlatego posłuchamy jedynie dwóch nagrań, kreatywnych i interesujących.
Lady Gaga na żywo wykonuje piosenkę ku czci Franka Sinatry. I pewnie dlatego artystka porusza się w podobnej konwencji, jednak dodaje swoją osobowość. W efekcie powstała wersja nieco inna, lekko zawadiacka. I znowu okazuje się, że za Lady Gaga – skandalistką, kryje się znakomita wokalistka.
Dla przeciwwagi proponuję nagranie z filmu „Gremmlins 2”. To oczywiście mniej artystyczna wersja, ale na potrzeby filmu trafiona. Bo może właśnie na tym polega artyzm?
„New York, New York” to jedna z tych piosenek, które dziś zaskakują. Po pierwsze – swoim pochodzeniem, bo nie jest to piosenka stara. Co prawda jej ponad 40-letni wiek to już kategoria piosenek z poprzedniej epoki, jednak stylistyka, w której jest wykonywana, ciągle sugeruje czasy dużo wcześniejsze. A po drugie – mimo olbrzymiej popularności, nowych wykonań jest wyjątkowo mało. Może i lepiej?
Wojciech Wądołowski
marzec, 2020 r.