„ARTYSTA MUSI WIEDZIEĆ, CO GO CZEKA ZA ZAKRĘTEM”
W tym miejscu dobrym przykładem będzie jedna z naszych aktorek, o której dziś mi opowiadałeś. Spodobało mi się, że świadomie wolała zagrać w jednej reklamie, zamiast w trzystu odcinkach serialu, albo w „Tańcu z gwiazdami”.
Ja nie umiem i nie lubię tańczyć. Nawet gdyby dawano mi jakąś super stawkę za dwa odcinki i gwarancję, że ludzie będą głosowali abym przechodził do następnego etapu, to nie robiłbym z siebie pajaca, bo to nie jest moja bajka. Nie lubię tego! Muszę mieć jakiś szacunek dla siebie i brać odpowiedzialność za to co robię. I to jest zawsze dla mnie najważniejsze.Dziś jest łatwiej zaistnieć medialnie, niż wtedy gdy rozpoczynałeś?
Tego nie wiem. Nie mam pojęcia co trzeba zrobić, żeby zaistnieć medialnie dzisiaj.
Jednak dziś można chyba szybciej zaistnieć?
Nic się nie zmieniło. Kiedyś było tak, że osoby, które wygrywały festiwal opolski czy sopocki, ruszały w zabójcze kilkunastodniowe trasy. Było bardzo dużo grania, bardzo dużo pieniędzy, dużo nowych znajomych, każdy chciał się sfotografować. Teraz też tak jest, że ktoś wygrywa program w stylu „Mam talent”, kiedy to z amatorstwa przechodzi się momentalnie na zawodowstwo i to jest najtrudniejszy moment, ponieważ wtedy zaczyna się eksploatacja. Polega ona głównie na graniu koncertów, a w Polsce ciągle zarabia sie z koncertów, a nie z płyt. W związku z tym następuje duży skok i szok finansowy, człowiek się przyzwyczaja do bułki z masłem i do tego, że każdy mu coś przynosi, że biegają za nim dziennikarze i chcą koniecznie zrobić z tobą wywiad. Można temu się poddać, ale wtedy wszystko to, co robiło się wcześniej z wielkim zapałem, leży w kącie, bo nie masz czasu. To jest największa pułapka w drodze do kariery.
Z tego co mówisz, trzeba było i wtedy i teraz mieć instynkt samozachowawczy i pokorę?
Oj tak, przede wszytkim instynkt samozachowawczy i umiejętność selekcji. Czesława Niemena nikt nie zbajerował, bo on był artystą z krwi i kości, a artysta nigdy nie zrobi czegoś tylko dlatego, że to z punktu widzenia menedżera wydaje się sensowne. Artysta, w imię uczciwości własnej, nie zrobi czegoś wbrew sobie, wbrew temu, że będzie miał okazję, aby zarobić na następne koło do wymarzonego Porsche.Nie jest to tak, że przy obecnej technice ludzie idą na łatwiznę, a kiedyś w latach 70-ych, czy 80-ych trzeba było mieć więcej umiejętności technicznych?
Nie chciałbym, żebyś mnie wpuszczał w kanał, że kiedyś było trudniej, a teraz łatwiej, bo pewnie nie jest. Pewne jest, że postęp elektroniki i wszystkiego co dzieje się z wyposażeniem estradowym, zmienił profil tego zawodu. Kiedyś, oprócz tego że jest się artystą, trzeba było być bardzo dobrym rzemieślnikiem. Nie było ludzi typu „człowiek-orkiestra” – nikt niczego nie mógł oszukać, że sobie w domu zaprogramował sample na najlepszych barwach, a później to na koncercie odpalał i robiło się coś fantastycznego. Elektronika jest dla mnie pewnego rodzaju dżunglą i być może dlatego właśnie szanuję umiejętności wszystkich DJ-ów i ludzi, którzy np. montują loopy hip-hopowe. Ale tak naprawdę prawdziwe rzemiosło, to jest muzyk ze swoimi umiejętnościami.
Być może właśnie dlatego kiedyś te kariery były dłuższe, bo oparte były na pewnej doskonałości. Żeby być Claptonem, czy Hendrixem, trzeba było się Hendrixem urodzić, natomiast dzisiaj przy pomocy komputera na gitarze można zagrać wszystko i stać się najszybszym gitarzystą na świecie.
Dzisiaj elektronika pomaga zatuszować wiele niedociągnięć zarówno instrumentalnych, jak i wokalnych. Kiedyś trzeba było zagrać na tzw.100%, dlatego niektóre stare płyty takich wykonawców jak Eart, Wind & Fire, Chicago, czy Stivie Wander wciąż, mimo postępu elektroniki, brzmią znakomicie.
Okazuje się jednak, że profesjonalizmu nie da się niczym zastapić?
Kiedyś rozmawiałem z zawodowym kierowcą rajdowym, bo samochody to moja druga pasja. Chciałem się od niego dowiedzieć, co jest najważniejsze w prowadzeniu auta. On powiedział, że niezależnie od tego, czy jest się zwykłym użytkownikiem drogi, czy kierowcą rajdowym, to zawsze trzeba mieć wyobraźnię i intuicję. Zanim się zrobi jakiś ruch kierownicą, zanim się zahamuje, to powinno się wiedzieć, jak będzie wyglądała linia drogi za zakrętem. Nawet składając samochód do poślizgu kontrolowanego, powinieneś wyczuć wcześniej jak samochód się zachowa.
Wydaje mi się, że podobnie jest w sztuce. Wokalista, zanim cokolwiek zrobi, powinien wiedzieć o co mu chodzi, wcześniej usłyszeć, co chce zaśpiewać. Jeżeli instrument, czyli w tym przypadku głos, nie sprawia mu kłopotu, a nie powinien, dopiero wtedy zaczyna się sztuka.
Tego można się nauczyć, czy trzeba się z tym urodzić?
Tego nie wiem, ale panowania nad instrumentem można się nauczyć. Są ludzie, którzy robią to szybciej, niż inni, ale tego nie da się zrobić w kilka dni. Rafał [Paczkowski – red.] opowiadał mi, że lubi nagrywać w Los Angeles dla A.P. Kaczmarka [autor nagrodzonej Oscarem muzyki do filmu „Cudowne dziecko” – red.]. Mówił mi : „Wiesz, tam lubię grać z miejscowymi muzykami. Im granie nie sprawia najmniejszej trudności. Tam mówi się tylko o tym, czy konkretny dźwięk powinien mieć jeden czy dwa promyki więcej, albo brzmieć jak zachodzące słońce. Tam nie gada się o tym jak zagrać triolę, czy jakiś przebieg w trzydziestodwójkach”.No tak, to są oczywiste rzeczy.
Tak. To jest przecież zapisane, każdy może to zagrać, nie patrząc na instrument. To jest właśnie to, co stanowi o wysokiej klasy rzemiośle czy wirtuozerii. Prawdziwa sztuka to jest coś więcej, niż opanowanie instrumentu. Jeśli ktoś ma indywidualność, czuje muzykę, ma ją w sobie i opanował technikę, to ma duże szanse, aby zaistnieć.
No bo na czym się opiera kariera? Na talencie, a talent to jest właśnie opanowanie instrumentu plus to coś, co ma się w sobie. No i trzeba mieć trochę pracowitości. Dobrze też jest mieć szczęście, spotkać dobrego menedżera, tekściarza, czy kompozytora.
Chyba spełniłeś te wszystkie kryteria, bo na swoje nazwisko pracowałeś długo i ciężko?
Nawet nie ciężko. Nigdy nie byłem pracowity. Zawsze pracowałem bardzo spontanicznie, z wyjątkiem przymusu trasy koncertowej: o tej godzinie trzeba być, o tamtej skończyć, nawet jeżeli bankiet po koncercie rozwija się bardzo fajnie, to niestety trzeba odpuścić, bo rano jest podróż do innego miasta, tam gramy i tam też trzeba dać z siebie sto procent.
Na szczęście życie nigdy nie składa się z 365 dni pracy koncertowej, dlatego wszystkie inne dni były przeze mnie luźno traktowane. Czasami potrafiłem ogromnie leniuchować. A czasami potrafiłem się spinać i w krótkim czasie robić to, co w rozsądnym, biurowym rozkładzie dnia mógłym robić cały rok.
Słuchając Twoich piosenek widać wyraźne wpływy kilku świetnych wykonawców.
Bez względu na stylistykę w muzyce zawsze najbardziej interesowało mnie, czy dany utwór do mnie przemawia. Czy to była klasyka, muzyka rockowa czy też country, nie było dla mnie gatunków budzących moją niechęć, może z wyjątkiem Presley’a. Generalnie zawsze w jakimś przedziale czasowym znajdowałem w różnych stylistykach muzykę, która odciskała na mnie jakieś piętno. Tak jak się zaczęło w latach 60-ych, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z The Beatles, tak później przez nowe doświadczenia z czarnymi wykonawcami, z bluesem, rythm&bluesem, z soulem, dostawałem jakieś impulsy od innych artystów. Oni przestawiali mnie na inną ścieżkę, a ja z zazdrości próbowałem robić coś podobnego do tego, czym mnie obdarowywano.
Wzorowałeś się chyba wyłącznie na dobrych artystach?
Ray Charles, Stivie Wander, Peter Gabriel, Sting…..lista jest tutaj długa.
Piosenek typu „Moja droga ja cię kocham” raczej nie brałem pod uwagę. Nigdy mnie to nie pasjonowało, ale różni inni wykonawcy mnie inspirowali. Np. „ Wszystko już było”. Byłem wtedy pod ogromnym wrażeniem piosenki Simply Red „If you don’t know me by now”. Ta piosenka powstała w samochodzie po słuchaniu właśnie tego numeru. Tam nie ma podobieństw, może jedynie podobieństwa w metrum i charakterze. Właśnie w takim charakterze chciałem mieć piosenkę, nawet biorąc pod uwagę tekst: „if you don’t know me by now, you will never, never know me”.
Rozmawiał Wojciech Wądołowski