(I Can’t Get No) Satisfaction
Już kilkukrotnie podchodziłem do tej piosenki, ale ciągle miałem przeczucie, że są pewne świętości, których nie powinno się dotykać. W końcu doszedłem do wniosku, że jeśli ktoś bezcześci, to tylko ci, którzy próbują po swojemu wykonać ten wielki utwór. A dlaczego wielki?
(I Can’t Get No) Satisfaction to singiel skomponowany w 1965 roku podczas amerykańskiego turnee The Rolling Stones przez Keitha Richardsa, z tekstem Micka Jaggera. Piosenka znalazła się w tym samym roku na stronie B płyty Aut of Our Heads. Płyta ukazała się najpierw w USA, nieco później w Wielkiej Brytanii. Obie wersje znacznie się różnią nie tylko okładką, ale też zawartością, bo zawierają w połowie odmienny materiał. Satisfaction znajduje się na obu z nich jako nr 1 drugiej strony.
I can’t get no satisfaction
I can’t get no satisfaction
'Cause I try and I try and I try and I try
I can’t get no, I can’t get no
Utwór wyraża ostry sprzeciw wobec konformizmowi, odpowiedzialności oraz konsumpcjonizmowi, którego świadkami byli członkowie grupy podczas trasy koncertowej. Stał się wyrazem buntu przeciw kulturze mieszczańskiej i do dziś jest hymnem ludzi kontestujących. W partii gitary elektrycznej występuje riff gitarowy który jest uznawany za najbardziej rozpoznawalny riff w muzyce rockowej. Przetworzony dźwięk gitary Richardsa, dzięki przystawce fuzz box dał utworowi siłę wyrazu, która w połączeniu z dobitną interpretacją wokalną i grą basisty Billa Wymana oraz perkusisty Charliego Wattsa, pozwoliła piosence zająć czołowe miejsce wśród najpopularniejszych utworów rockowych i zadecydowała wprost o wielkiej popularności grupy.
Piosenka nawet po blisko 50. latach ma się dobrze – w 2004 została zaklasyfikowana na 2. miejsce listy 500 utworów wszechczasów magazynu Rolling Stone. Polski muzykoznawca Jan Weber nadał temu utworowi miano dwudziestowiecznego odpowiednika V symfonii Ludvika van Beethovena. Być może w takim określeniu jest lekka przesada, to nie zmienia jednak faktu, że (I Can’t Get No) Satisfaction jest piosenką szczególną w naszej kulturze.
Co zdecydowało o tak dużej popularności tego utworu, skoro nawet sami wykonawcy nie przewidywali, ze to może być wielki hit? Fakt umieszczenia piosenki na drugiej stronie płyty jest tutaj wystarczającą informacją, bo jeśli utwór ma promować płytę, to raczej znajduje się na pierwszej stronie. Na pewno są dwa czynniki, które stanowią o sile tej piosenki. Pierwszym jest muzyka, a głównie akompaniament, ze słynnym riffem gitarowym. Ale chyba znacznie bardziej na popularność piosenki wpłynął tekst: zarówno bardzo charakterystyczny refren, jak i buntownicze zwrotki:
Kiedy jadę samochodem
I ten gość z radia
Mówi mi coraz więcej i więcej
Jakichś bezużytecznych informacji
Mających pobudzić moją wyobraźnię
albo:
Kiedy jeżdżę wkoło świata
I robię to i śpiewam
i chcę poderwać panienkę,
która mówi mi żebym lepiej przyszedł później, następnego tygodnia
Bo widzisz, mam okres
Przypuszczam, że zwłaszcza dla Polaków takie fragmenty mogły wtedy, w siermiężnych latach 60-ych, brzmieć egzotycznie:
Kiedy oglądam telewizję,
I pojawia się koleś aby powiedzieć mi
Jak białe mogą być moje koszulki
Nie może być dla mnie kumplem bo nie pali
tych samych papierosów co ja
Śledząc historię tej piosenki, nie wyobrażałem sobie, że jakikolwiek świadomy artysta może się odważyć na opracowanie swojej wersji. Moje podejrzenia były uzasadnione – tych prób jest wyjątkowo mało, a większość z nich jest tandetnym kopiowaniem. Ciekawa jest propozycja Blue Cheer. Takie próby lubię najbardziej – interpretacja z jednej strony dziwna, a z drugiej ciekawa i przyciągająca, a przede wszystkim nowatorska. Słychać, że wykonawcy mieli określoną wizję i z utworu, który jest słynnym protest-songiem, potrafili zrobić utwór lekko „odjechany”, ale ciągle prawdziwy i przekonujący.
Zespół Devo w swojej wersji pozwolił sobie na jeszcze większe „odjechanie”. Tutaj koncepcja oparta jest na zmienionej, szybszej pulsacji, dzięki czemu piosenka nabiera nowego, lekko punk-rockowego, wyrazu. Mimo swojej dziwności ta interpretacja na pewno wyraża intencję twórców piosenki.
Te trzy, zaprezentowane właśnie, nagrania wyczerpały listę wykonań spełniających konwencję covera, a przy tym nie pozostawiających niesmaku. Jest jeszcze kilka nagrań, które mimo, że nie oddają ducha utworu, to są pod jakimiś względami ciekawe. Na przykład Frankie Ruiz proponuje salsę. Ta taneczna forma muzyczna najczęściej kojarzy się z beztroską zabawą, a w tekście Satisfaction raczej o fikanie nogami nie chodzi. Tutaj wokalista zapomniał, że piosenka składa się w równym stopni z muzyki i tekstu – potraktowanie któregoś z tych elementów po macoszemu prowadzi albo do pięknych piosenek o niczym, albo utworów muzycznie tak nieatrakcyjnych, że wykonawca musi się uciekać do innych sztuczek zwrócenia na siebie uwagę. Szkoda, że Frankie również wpadł w pułapkę koncentrowania się wyłącznie na muzyce, bo ta akurat w jego wersji jest bardzo interesująca, aczkolwiek absolutnie nie na temat. Chyba warto byłoby namawiać niektórych artystów do tworzenia muzyki instrumentalnej, wtedy słuchając takiego nagrania nie mielibyśmy poczucia wstydu, że ktoś tu czegoś nie rozumie. I to najlepszy moment na zaprezentowanie wersji Vienna Symphonic Orchestra. Tutaj nikt nie sili się na kopiowanie, albo przerabianie piosenki. Świadoma próba instrumentalna jest w tym przypadku uzasadniona, wszak dotyka tylko warstwy melodycznej oryginału. Ta ciekawie zaaranżowana i dobrze zagrana wersja jest tak bogata w pomysły, że jest bardziej wariacją na temat Satistfaction. Specjalnym smaczkiem jest zastosowanie głosów na zasadzie chóru towarzyszącego, co cały czas mieści się w konwencji utworu instrumentalnego. Co prawda forma zastosowana w tym nagraniu jest nieco nadęta, idąca bardziej w kierunku efektownej muzyki filmowej , ale warto zwrócić uwagę, że to nagranie sprzed 20 lat. Wtedy na pewno brzmiało to bardziej oryginalnie i nowocześnie.
Długo, bardzo długo zastanawiałem się, czy w ogóle mam prawo zająć się wykonaniem Britney Spears. Moje rozterki wynikały z prostego założenia, że w tym cyklu prezentuję nagrania twórcze, godne uwagi. Jednak to, co zrobiła ta wokalistka, to nawet nie jest skandal – nie umiem tego nazwać w sposób uznany za parlamentarny. Uważam, że nawet słuchanie takich wykonań jest współuczestniczeniem w zbrodni, a na miejscu autorów piosenki pewnie zastanawiałbym się nad procesem o zniesławienie. Niestety ja musiałem, z racji rzetelności badawczej, tego wykonania wysłuchać. Do czego się przyznaję i przepraszam.
I tym skandalem kończymy. Ku przestrodze!
Wojciech Wądołowski
luty, 2013