Somethin’Stupid

„Somethin’ Stupid”

Dzisiaj spotkanie z piękną, ale zaklętą piosenką. Na czym polega to zaklęcie? – o tym za chwilę. Punktem wyjścia do odpowiedzenia sobie na to pytanie jest wersja oryginalna, bo to ona właśnie spowodowała sytuację, w której się znalazła.

Piosenka została nagrana w 1996 r. przez jej kompozytora, Carson’a Parks’a z towarzyszeniem jego żony. Mimo że to nagranie nie należy do najpopularniejszych, to wszystkie wersje późniejsze, wprowadzające piosenkę na listy przebojów, nie były niczym innym jak zwykłym powtórzeniem nagrania oryginalnego. I nie pomaga tutaj bogatsza orkiestracja ani nieznacznie lepsze wykonanie. Wszystkie nowe propozycje, te najbardziej znane, opierają się na tym samym pomyśle, zaśpiewaniu piosenki w duecie mężczyzny i kobiety. Nawet linia melodyczna drugiego głosu jest tutaj powtórzona wiernie. Czy mamy więc tutaj do czynienia z artyzmem, czy jest to jednak zwykłe kopiowanie i wykorzystywanie czyjegoś pomysłu?

Swoją największą popularność piosenka zawdzięcza duetowi Frank & Nancy Sinatra. Ten jeden z popularniejszych wokalistów XX wieku, specjalista wykonywania obcego repertuaru także tym razem spowodował, że piosenka nie umarła krótko po powstaniu. Jego wykonanie jest niestety bardzo podobne, zaśpiewane w podobny sposób, w czym pomogła mu jego córka.

Wersja Sinatrów utrzymywała się 4 tygodnie na szczycie listy US Billboard Hot 100. I właściwie jedyna zasługa wykonawców to odkrycie piosenki. Cała reszta pozornie wygląda na formalność – w rzeczywistości jednak utwór brzmi trochę inaczej, dodanie mu szlachetniejszego akompaniamentu, ale również zaśpiewanie trochę bardziej powściągliwie, postawiło poprzeczkę wysoko. To nagranie jest punktem wyjścia dla wszystkich nowych wykonań.

Przez wiele lat piosenka przyciągała nowych artystów, aby zaśpiewać ją w kolejnym duecie. Te wykonania niczym szczególnym się nie wyróżniają, są koleją odsłoną tego samego obrazu. Jedno z nowszych wykonań, duet Nikole Kidman z Robbie Williamsem, jest tylko przypomnieniem. Dobrze, że ktoś w bardzo kulturalny sposób przypomina nam o takich nieśmiertelnych piosenkach. Ten szalony pomysł połączenia popularnego popowego wokalisty z uznaną hollywoodzką aktorką okazał się komercyjnym sukcesem.

Kolejni aktorzy, którzy świetnie zaśpiewali piosenkę to Jennifer Lawrence i Edgar Ramirez, którzy nagrali piosenkę do ścieżki dźwiękowej filmu „Joy”, w którym oboje grają. To wykonanie jest zupełnie inne niż większość – duet chyba po raz pierwszy nie śpiewa w dwugłosie. I właśnie ta zmiana, zaśpiewanie w najprostszy sposób, najbardziej zaskakuje. Prostota wykonania i zmysłowy, bardzo naturalny głos Jennifer mogą się podobać.

Dlaczego wszyscy wykonawcy śpiewają tę piosenkę w duecie? Może jej po prostu inaczej nie da się zaśpiewać. A może tekst nie daje innego wyboru? No nie, w słowach do piosenki nie ma najmniejszej wzmianki, że to dialog dwóch osób. Mało tego, sposób narracyjny utworu wręcz sugeruje śpiewanie mężczyzny bez obecności jego wybranki.

Wiem, że jestem tylko jednym z wielu… 
Więc czekam cierpliwie, aż zdecydujesz, że masz jednak czas
Żeby spędzić ze mną wieczór
I wiem też, że jeśli pójdziemy gdzieś potańczyć
To być może wcale
Nie wrócisz ze mną

Więc zahaczamy o jakiś mały, spokojny lokal
I zamawiamy drinka lub dwa
I wtedy ja wszystko psuję
Kiedy wymyka mi się głupie zdanie
“Kocham Cię”

Widzę to w Twoich oczach
Że ciągle gardzisz tą przegadaną frazą
Którą już słyszałaś zeszłej nocy
I chociaż dla Ciebie to zwykłe zdanie
Dla mnie to szczera prawda
Która nigdy nie była tak rzeczywista, jak dziś

Każdego dnia szukam jakichś mądrych słów, które mógłbym powiedzieć
Żeby to zabrzmiało szczerze
A potem myślę, że zaczekam, aż zrobi się późno
I będę z Tobą sam na sam

I nadchodzi ta idealna pora
Twoje perfumy wypełniają mi głowę
Gwiazdy się czerwienią
A noc jest tak niebieska…
…I wtedy ja wszystko psuję
Tym głupim
“Kocham Cię”

I nadchodzi ta idealna pora
Twoje perfumy wypełniają mi głowę
Gwiazdy się czerwienią
A noc jest tak niebieska…
I wtedy ja wszystko psuję
Tym głupim
“Kocham Cię”
Kocham Cię
Kocham Cię
Kocham Cię…!

Jeśli ustaliliśmy już, że nowe wykonania powielają jedynie stereotyp oryginału, to warto poszukać nagrań solowych. Tutaj powinno być najciekawiej. Może odejście od zapisanego w naszej percepcji duetu przyniesie zupełnie nowe wartości artystyczne? I tutaj największe rozczarowanie – wszyscy soliści jakby się zmówili, że tej piosenki nie będą śpiewać. Nawet wielcy specjaliści coverowi, jak np. Michael Buble, podążyli wytartym szlakiem duetów. W końcu po dłuższych poszukiwaniach natrafiamy na zaledwie kilka wykonań solowych, w dodatku samych damskich. I tutaj kolejna niespodzianka – Peggy Lee, autorka sukcesu „Fiever” (jej wersja zdobyła największą popularność) po raz kolejny pokazuje swoje mistrzostwo. Artystka zdecydowała się wykonać tekst oryginalny, jednak jej sposób wykonania pokazuje, że albo jest to pastisz, albo świetna zabawa piosenką. Brawo!

Spotkanie z tą piosenką rozczarowało jak nigdy. Po takich przygodach można stracić nadzieję, że wokaliści to osoby twórcze, poszukujące swojego kawałka podłogi w zaludnionym artystycznym świecie. Na zakończenie więc nagranie przywracające nadzieję. Wersja chóralna, w świetnym opracowaniu C. Gerlitz, pokazuje wartość muzyczną piosenki, a przy okazji przypomina o tym, co w sztuce jest najważniejsze, czyli o wolności poszukiwań i kreatywności.

Wojciech Wądołowski

sierpień, 2016 r.