Karaoke po polsku, czyli siedem grzechów głównych śpiewania w necie

Karaoke po polsku, czyli siedem grzechów głównych śpiewania w necie

W przepastnych szufladach internetu można znaleźć wiele piosenek nagranych przez użytkowników w różnym celu. Bardzo często jest to zwykła zabawa i nie ma co się nad tym rozwodzić, bo zabawa jest tylko zabawą. I już! Gdyby jednak spojrzeć na to trochę inaczej i spróbować pokusić się o ocenę tych nagrań, to widać, że większość produkcji obarczona jest pewną grupą niedostatków, które sprowadzone do wspólnego mianownika, mają podobne problemy.  Pogrupujmy je w kategoriach grzechów, w tym przypadku siedmiu grzechów głównych.

Piosenki, którym się przyjrzymy, to wykonania do gotowych podkładów profesjonalnych, czyli tzw. playbacków. Wszystkie nagrania wybrane są pod kątem konkretnych problemów wykonawczych, wszystkie jednak spełniają podstawowy warunek – są dobrze lub co najmniej przyzwoicie wykonane.

Grzech pierwszy
Właściwy dobór piosenki to już połowa sukcesu, co pokazuje przykład kilku wokalistów nagrywajacych w różnych portalach swoje piosenki. Ich nagrania są nierówne. Ten sam wykonawca  potrafi nagrać interesujące lub po prostu poprawne wykonanie,  podczas gdy w swoim repertuarze ma również piosenki znacznie gorzej zaśpiewane. Dlaczego tak się dzieje?

To nie ja byłem Ewą,  czyli To nie ja byłem  Adam
Autor tekstu, tworząc piosenkę, zazwyczaj ma coś na myśli. Czasami sam tytuł od razu sugeruje, czy mamy do czynienia z tak zwaną piosenką damską czy męską. Słysząc zapowiedź piosenki „Już taki jestem zimny drań”, spodziewamy się, że będzie śpiewał facet.  Podobnie jest w przypadku piosenki „To nie ja”. Ta piosenka przysporzyła mi najwięcej przeżyć. Sama w sobie jest niebanalna zarówno muzycznie, jaki i tekstowo,  i nie da jej się zaśpiewać „z marszu”. W ponad 200 wysłuchanych przeze mnie wykonaniach  z dyscypliną muzyczną jest różnie, jednak w tym przypadku skupię się tylko na śpiewaniu tej piosenki przez panów.  Właśnie kilka męskich wykonań zwróciło moją uwagę. Kiedy facet śpiewa „to nie ja byłem Ewą ” brzmi to trochę zabawnie, ale moim faworytem był wykonawca z oryginalnym stwierdzeniem: „to nie ja byłem Adam, to nie ja skradłem banan”.

Tematyka piosenki, bardzo często uniwersalna, nadaje się do śpiewania przez każdego. Wypada  się jednak upewnić, że w tekście nie będzie niespodzianek określających płeć wykonawcy,  typu „to nie ja byłam Ewą”, czy „po których szłam”. Warto się też zastanowić, czy tematyka poruszana w tekście jest nam bliska, bo kiepsko słucha się 15-latki śpiewającej o tym, jak to porzucił ją mąż  i została sama z piątką dzieci.

Tonacja
Zanim zaczniemy pracować nad piosenką, warto upewnić się, że zaproponowana tonacja nie sprawia nam kłopotów. Oczywiście, że można stosować łamanie oktaw (przeniesienie melodii o oktawę w górę lub w dół),  ale najpierw też warto się upewnić, że zabieg ten nie będzie wyglądał komicznie. Jeśli całe zamknięte fragmenty (np. refren) można przenieść i jesteśmy w stanie interpretacyjnie jakoś to umotywować, to można się na to pokusić. Mimo wszystko namawiam do dobrania piosenki w takiej tonacji, w której nie będzie trzeba kombinować.

W zaprezentowanym nagraniu Paulina Kawka znakomicie poradziła sobie z niewygodną dla niej tonacją. Dzięki zmienieniu niektórych niskich dźwięków kilka fragmentów piosenki zmieniło swą linię melodyczną, ale takie zabiegi są mniej bolesne dla słuchacza, niż bardzo ryzykowne łamanie oktaw.

Język
Na szczęście większość piosenek w polskich portalach to nasz rodzimy repertuar. Jest jednak trochę piosenek w języku angielskim, dlatego kilka słów o tym. Żeby spokojnie słuchać wykonawcy i skupić się na tym, co ma nam do przekazania, powinno się eliminować wszystkie „przeszkadzacze”, a takim na pewno jest czystość przekazu tekstowego. Nie ma  nic gorszego niż kaleczenie języka. Dlaczego nasz angielski jest tak szybko rozpoznawany? To bardzo proste. W języku angielskim, a zwłaszcza amerykańskim rezonator dźwięku jest umiejscowiony w rejestrze piersiowym.

Zdecydowaną większość nagrań w języku angielskim należy potraktować jako próbki wokalne, bo niepoprawna fonetyka często nie pozwala na skupieniu się na czymś innym oprócz języka. Znalazłem jednak nagranie zasługujące na uwagę. Żałuję, że jakość tego nagrania jest nie najlepsza, chociaż i tak nagrania Agnieszki Kwapińskiej słucha się z przyjemnością.



Wszystkim próbującym swoich sił w repertuarze anglojęzycznym życzę, aby śpiewali tak jak Agnieszka. Ale to nie takie proste. I nie myślę tu tylko o języku piosenki.

Grzech drugi, intonacja
Czystość intonacji to absolutny wymóg estetyczny. Piosenki z dużymi skokami interwałowymi lub trudniejszą aranżacją zawsze będę sprzyjały detonacji. Szczególnie trudne są fragmenty, w których często trzeba zmieniać rejestry głosowe.

Mówiąc wiersz, staramy się wypowiadać tylko to, co zostało napisane, tak samo jest w piosence. Nie poprawiajmy autora dopisując swoje dźwięki. Nie mówię tu o świadomej zmianie niektórych fraz melodycznych albo dodawaniu lub odejmowaniu niektórych dźwięków. Tutaj chodzi mi głównie o nieświadome dośpiewywanie dźwięków, co jest po prostu niechlujstwem. Jest to najczęściej nie trafianie w prawidłowy dźwięk za pierwszym razem lub w przypadku większych skoków interwałowych pomaganie sobie dźwiękami pomocniczymi.

To nie ja byłam Ewom, czyli grzech trzeci – dykcja
Nie ma nic gorszego niż niezrozumiały tekst albo niedokończone końcówki. Generalnie, dobra dykcja nie jest żadną wielką sztuką, bo najogólniej mówiąc śpiewać powinno się tak, jak się mówi. Inna rzecz, że w mówieniu też popełniamy błędy, jako że lubimy szybko, krótko, wygodnie. W piosence już tak się nie da, bo cytujemy kogoś, więc szacunek wymaga, aby cytować wiernie.
Najczęstsze błędy to niedośpiewywanie końcówek, łączenie wyrazów.
Posłuchajmy nagrania Marcina Darmosza.


Bardzo dobrze zaśpiewane, ale ta natarczywa dykcja z zaakcentowanym Ć na zakończenie frazy jest trochę męcząca. W tym przypadku drobnym zabiegiem kontrolowania dykcji można doprowadzić, że nagranie będzie wzorcowe.

Tu będzie ciekawostka. Łatwiej chyba pracuje się z ludźmi z niedostatkami dykcyjnymi, bo te bardzo często wynikają po prostu z braku świadomości. Jest spora grupa początkujących wokalistów z dykcją przesadną, na zasadzie „zobaczcie, jaką mam wspaniałą dykcję”. Tutaj słychać wyraźnie każde słowo i każdą sylabę, ale słychać też ogromny wysiłek śpiewającego, więc przy okazji my też się męczymy. To tak jakbym mówił wolno, „bo wiem, że słuchasz wolno”.

Grzech czwarty – frazowanie
Punktualność to chyba najczęstszy grzech  śpiewających internautów. Z tego co słyszałem, to jakieś 90%.  Punktualność, czyli spóźnianie się, ale znacznie częściej wyprzedzanie frazy może wynikać z niedostatecznego odsłuchu play-backu . Pamiętajmy, że dobrze napisana piosenka, to zgodnosć akcentów muzycznych z tekstowymi. Jeśli więc nie trafimy tekstem w muzykę, akcenty zaczną się rozjeżdżać. Dobre frazowanie to rozplanowanie oddechów we właściwych miejscach tak, aby nie brać oddechu w połowie frazy albo się nie udusić.

Bardzo interesująco wyglądają zabiegi zamiany pierwotnego frazowania na zupełnie nowy, ale to już naprawdę wyższa szkoła jazdy.

Grzech piąty – ozdobniki
Przerost formy nad treścią to bolączka większości nieopierzonych artystów. Chęć ozdabiania wszystkiego, co się da  i gdzie się da, drażni niesamowicie. Niektórzy myślą, że jeśli w piosence jest chwilka przerwy w tekście, to natychmiast trzeba ją zagospodarować głosem. No i słyszymy różne melizmaty typu: „jeje”, „lala” czy „łołoło”.

Mistrzynią ozdobników jest niewątpliwie Edyta Górniak. Co prawda nie jest to moja ulubiona stylistyka, ale pani Edyta robi to na tyle perfekcyjnie, że można tego spokojnie wysłuchać, a to czy się to podoba czy nie, to już sprawa gustu. Gorzej, gdy wykonawcy jej piosenek powtarzają wszystkie jej ozdobniki, traktując jako podstawę linii melodycznej. Co gorsze, wielu wokalistów dodaje jeszcze swoje wygibasy wokalne i w konsekwencji powtaje koszmar.

Wniosek jest prosty. Skupmy się na linii melodycznej utworu, a ewentualne ozdobniki zostawmy sobie na ostatni etap pracy nad utworem. W prezentowanej już  piosence „C’est la vie” w wykonaniu Pauliny mamy właśnie przykład takich niepotrzebnych ozdobników. Cała piosenka jest zaśpiewana naturalnym, ciekawym głosem. Słucha jej się dobrze.  I tu nagle na koniec pojawia się wokaliza niczym nie uzasadniona, bo ani tekst, ani interpretacja całego utworu nie przygotowały nas do takiego manewru. Tego jednak nie można nazwać błędem technicznych, a można jedynie oceniać w kategorii „czy mnie się to podoba?. ” A o gustach, jak wiadomo, nie ma sensu dyskutować.

A przy okazji. Czym różni się doświadczony wokalista od początkującego.? Otóż ten pierwszy używa w śpiewanej piosence takich środków, jakie jego zdaniem są niezbędne do osiągnięcia założonego celu artystycznego. Podczas gdy ci początkujący, wpakowują w jedną piosenkę wszystko, co potrafią, tak jakby ta jedna piosenka była sprawdzianem ich możliwości lub castingiem na dożywotnią karierę.  To takie  wokalne „strongmeństwo”.

Grzech szósty – barwa
Niektórzy rodzą się z interesującą barwą, inni nad nią muszą pracować przy okazji pracy nad artykulacją. Bardzo istotne jest, aby barwa głosu podczas śpiewania była taka sama jak przy mówieniu, bo dopiero wtedy możemy być autentyczni. Bywają wokaliści, którzy barwą się nie wyróżniają, a mimo to śpiewają interesująco. I bywa też, że nie każda barwa nadaje się do każdej piosenki, bo w zaprezentowanym poniżej wykonaniu piosenki „To nie ja” właśnie barwa głosu nie przystaje do treści.


I jeszcze jedno. Barwa jest znakiem firmowym każdego wokalisty i to jest bardzo często wyróżnik, po którym poznajemy wokalistę po kilku sekundach. Tutaj ciekawy przykład Bartka Steczki.

Wykonanie na pewno nie jest idealne, natomiast znakomita barwa zwraca uwagę od pierwszego taktu. Posiadając takie warunki niewątpliwie warto popracować nad całościowym wykonaniem spodziewając się, że efekt będzie imponujący.

Interpretacja
Tak właściwie, to  jeśli to wszystko, o czym pisałem wcześniej  będzie poprawne, to nie musimy już się silić na żadną interpretację. Wystarczy dobre odśpiewanie, w którym nic nie będzie straszyło. Na tym przecież polega klasyczne karaoke. Jednak samodzielny i ambitny wokalista nie pozwoli sobie na czystą odtwórczość i dokładne kopiowanie pierwowzoru. Co prawda właściwa interpretacja to opracowanie nowej formy piosenki, czyli między innymi zastosowanie swojego tempa lub aranżacji, co w przypadku gotowego podkładu muzycznego jest bardzo trudne, są jednak tacy, którym się to udaje.

Dosyć długo zajęło mi wyszukanie odpowiedniego nagrania na poparcie mojej tezy. Ale udało się, znalazłem.

Być może niektórzy się zdziwią, że właśnie takie nagranie wybrałem, bo nie ma tutaj wokalnych fajerwerków i popisówek w stylu „zobaczcie, jak świetnie wyciągam”.  Jest w tym wykonaniu poprawnie i przyzwoicie, ale przede wszystkim jest w nim prawda. Przy takich wykonaniach człowiek się nie męczy, a to chyba istotne w branży rozrywkowej.

Na koniec zamierzałem umieścić nagranie znakomite, które jest podsumowaniem wszystkich wcześniejszych wywodów. I znalazłem. Z uwagi jednak na brak zgody wykonawcy na publikację nagrania nie pozostaje mi nic innego jak zapewnić, że bardzo dobre, pod każdym względem wykonania też można znaleźć, choć nie jest to takie łatwe.

Zbierając materiał do tej analizy wysłuchałem wielu (na pewno ponad tysiąc) tzw. amatorskich wykonań zamieszczonych w necie. Niezależnie od tego, jaki jest poziom tych wykonań, najbardziej cieszy, że tych nagrań jest naprawdę dużo. Świetnie, że ludzie garną się do śpiewnia traktując je jako hobby, bo jak powiedział Jeremi Przybora „piosenka jest dobra na wszystko”.


Wojciech Wądołowski