You’ve Got a Friend

“You’ve Got a Friend”

„You’ve Got a Friend” to jedna ze słynnych piosenek Carole King z legendarnej dziś płyty z 1971 roku “Tapestry”. Ten krążek to zbiór ważnych dla nas piosenek, bo każda z nich odcisnęła piętno na muzycznej teraźniejszości , żeby wspomnieć chociażby: “So far Away”, “Home Again”, “(You Make me Feel Like) A natural Women”. Te utowry, bardzo skromne, o charakterze bardziej ogniskowym niż estradowym, mimo wszystko, a może właśnie dlatego, przebojem wdarły się do kanonu muzyki rozrywkowej. Ta prostota, jak pokazuje historia, jest tutaj kluczem sukcesu autorki.

Piosenka „You’ve Got a Friend” właściwie od samego początku zaczęła funkcjonować jako cover,  a to za sprawą przypadku, a raczej muzycznej przyjaźni autorki piosenki z Jamesem Taylorem. Oboje muzycy uczestniczyli w tej samej sesji nagraniowej, podczas której zarejestrowano 2 wersje. Obie więc są z tym samym zespołem akompaniującym. Jednak propozycja Taylora jest atrakcyjniejsza – nieco szybsza, zgrabniej  zaaranżowana i lżej zagrana. Być może te drobiazgi zdecydowały, że to właśnie ta wersja stała się wizytówką piosenki plasując się na 1. miejscu Billboard Hot 100. Zresztą oboje artyści zostali w tym samym roku „pogodzeni” przez nagrody Grammy – Taylor jako wokalista pop, a Carole King otrzymała statuetkę za piosenkę roku.

Jak można się spodziewać, piosenka bardzo szybko przyciągnęła wielu artystów z całego świata, jest taka ładna i wdzięczna, że aż się chce się ją śpiewać. Niestety, najczęściej te próby kończą się tragicznie, bo albo wykonuje się dużo gorszą kopię, albo stara się nadać piosence jakiś monstrualny charakter, przez co dochodzi do karykatury. Większość wykonawców nie zrozumiało chyba wielkości Carole King, która stawiając na minimalizm zrobiła to naturalnie i świadomie. Na szczęście wielcy artyści potrafili dostrzec piękno i wykonać utwór z szacunkiem dla piosenki, ale po swojemu. Wykonanie Elli Fitzgerald to dowód najwyższych umiejętności. A przy okazji nasuwa się pytanie, jak ta wokalistka robiła, że śpiewała niemal wszystkie ówczesne przeboje, w dodatku każdy z nich traktowała z szacunkiem i po mistrzowsku.

Okazuje się, że po kilkudziesięciu latach tę piosenkę ciągle można wykonać nowocześnie. Erykah Badu wybierając ją na początek meczu NBA robi to świadomie – wszak to piosenka bliska sercu każdego Amerykanina, w dodatku z nawiązaniem do uniwersalnych wartości.

Piosenka, z uwagi na walory muzyczne przyciąga także sporą grupę instrumentalistów. Niestety prawie wszystkie wykonania bazują wyłącznie na ładnej melodii, jeszcze bardziej ją koloryzując. W ten sposób tym wersjom bliżej do kiczu, niż artyzmu. Jedno z nielicznych nagrań, które przynoszą coś nowego, to propozycja Lucio Dalla. Jednak tu nie mamy do czynienia z typowym coverem, a raczej wariacją z wykorzystaniem struktury harmonicznej piosenki i charakterystycznych elementów akompaniamentu. Całość jest ciekawa, inteligentna i wręcz apetyczna.

Dla samego porządku warto odnotować spore zainteresowanie, jakie utwór wywołał w środowiskach środowiskach muzyki soul i gospel. Zaadoptowanie piosenki akurat do tej stylistyki jest co najmniej ryzykowne i na pewno znacznie odbiega od pierwotnej delikatności i sztuce prostoty. Tutaj mamy, siłą rzeczy, duże przestrzenie muzyczne, więcej spektakularnego krzyku, ale też zaburzenie pierwotnego spokoju. Są na pewno słuchacze, którzy taką muzykę preferują, nawet jeśli gwałci ona zamierzenia autora. Zostając w kręgu adopcji do innej stylistyki – to co zrobiła Lisa Ono, wokalistka z kręgów bossa novy, to czyste wykonanie piosenki, jednak równolegle wiernej swojej stylistyce. Ładna, stylowa aranżacja, drobne zmiany rytmiczne, ale przede wszystkim  prostota i klimat – tak, właśnie o to chodzi!

Kończąc to krótkie spotkanie z piękną, mądrą piosenką warto sobie przypomnieć, że sukces tego utworu opiera się na żelaznej zasadzie – im mniej, tym więcej. O tym doskonale wiedziała twórczyni piosenki, Carole King. Szkoda, że tej mądrości nie posiedli liczni wykonawcy coverowi. I nie dotyczy to jedynie tej konkretnej piosenki. Niestety.

Wojciech Wądołowski

lipiec, 2014 r.