Aquarius

„Aquarius/Let the Sunshine In”

Bardzo długo przymierzałem się do piosenek z mojego ulubionego filmu muzycznego. „Hair”, podobnie jak większość filmów tego gatunku, to ekranizacja musicalu odnoszącego sukcesy na scenach całego świata. I podobnie jak kilka innych filmów („Kabaret”, „Chicago”, „Les Miserables”) także ten szturmem zdobył widzów i specjalistów. Wiele piosenek wykonanych na potrzeby filmu stało się przebojami, a „Aquarius” w 2004 roku znalazł się na liście najlepszych piosenek filmowych wszech czasów.  O klasie przedsięwzięcia, którego podjął się znakomity reżyser Milos Forman, świadczy wszystko – dobra obsada wykorzystująca kompletnie nieznanych aktorów, mistrzowskie zdjęcia i montaż. Jednak, jak przystało na film muzyczny, najbardziej zachwycają wykonania samych piosenek, które różnią się od tych, które zarejestrowano z pierwszą obsadą teatralną.  I do tego świetna, bardzo nowatorska, później wielokrotnie naśladowana choreografia. Rozpoczynająca film piosenka „Aquarius” jest właśnie przykładem mistrzostwa, tutaj w  znakomitym wykonaniu Reen Woods.

Na zakończenie filmu wykorzystano inną świetną piosenkę, czyli „Let the Sunshine In”. Czytając jej tekst, nie trzeba nawet znać podtekstu, który został wykorzystany w filmie – to ewidentnie utwór piętnujący wojnę w Wietnamie. Jednak w wersji filmowej ta piosenka nabiera dodatkowo jeszcze głębszego znaczenia – to jedna z najbardziej dramatycznych scen, jakie dotąd widziałem w filmie. Dziś utwór jest uniwersalnym protest-songiem antywojennym.  Dlatego trudno uwierzyć, że niektórzy wykonawcy zrobili z niego wersję typowo rozrywkową. To chyba największa krzywda, jaką tej piosence można zrobić.

Mówiąc o tych dwóch piosenkach z przykrością zauważamy, że historia muzyki sobie z nich zakpiła, tworząc popularny medley, czyli połączenie tych dwóch, jakże różnych utworów. Słuchaczom to jednak nie przeszkadza, nie przeszkadza także wielu artystom, którzy nagrywają nowe wersje tego dziwoląga. I nawet Billboard na swojej liście przebojów wszech czasów umieścił ten „utwór” na 66. miejscu. Taka wersja po raz pierwszy ukazała się 2 lata po premierze musicalu, a jej wykonawcą została grupa The 5th Dimension, dla której to nagranie stało się najważniejsze w karierze.

Nowe nagrania, stosunkowo liczne, najczęściej niczym szczególnym się nie wyróżniają. Zazwyczaj są to wersje radosne, co z punktu widzenia wersji oryginalnych, a przede wszystkim dramatycznego wydźwięku z filmu, jest raczej nie do przyjęcia. W tym towarzystwie broni się nagranie Disco Spectacular. Jest to niemalże wersja instrumentalna, można więc przymknąć oko na jej rozrywkowy charakter.

The Forest Rangers nagrał wersję nieco mroczną. W tym przypadku połączenie 2 piosenek nie jest aż tak rażące.

Propozycja Digital Daggers to trochę nowocześniejsze podejście, choć nie tak twórcze. Tu jednak należy docenić próbę odkurzenia piosenek i cieszyć się, że nie zostały one wykastrowane z tego, co w nich jest najważniejsze.

Moda na ten słynny medley szybko opanowała świat. W wielu krajach powstawały rodzime wersje językowe. Najczęściej wiązało się to z wystawieniem w tym kraju musicalu, ale było też sporo prób niezależnych od wersji scenicznej. Przykładem jest wykonanie po polsku, które wyprzedziło wystawienie „Hair” na scenie. Tej wersji warto posłuchać głównie dla przyjrzenia się polskiemu tekstowi.

Połączenie utworów z „Hair” jest dziś jednym  z bardziej znanych w historii muzyki – prawdopodobnie młodsi słuchacze mogą nie wiedzieć, że to dwie piosenki. „Let The Sunshine In” doczekało się jednak osobnego podejścia – kilku śmiałków postanowiło nagrać tylko tę piosenkę.

Shannon Mier nagrał wersję bardzo podobną do oryginału. Słyszymy jednak w niej nieco samodzielności, ale na tyle kontrolowanej, że utworowi nie dzieje się krzywda.

Brian Auger, Julie Driscoll & Trinity nagrali wersję oszczędną, podporządkowaną treści piosenki. Zespół zasłynął swoimi wersjami piosenek ważnych: „The Wheel’s on Fire” Boba Dylana, „Season of the Witch” Doonovana i „Light MY Fire” The Doors. Nagranie piosenki z musicalu „Hair” jak najbardziej wpisuje się w tę ścieżkę.

Na zakończenie zostawiłem nagranie bardzo śmiałe, jednak jedynie inspirowane piosenką. Amerykański raper Mos Def posłużył się jedynie fragmentami piosenki. Jego wersja mówi zupełnie o czymś innym, ale można sie cieszyć, że młodzi wykonawcy opierają się na klasyce, bo to świadczy o szacunku do przeszłości. Producentem nagrania jest inny uznany raper, ale teraz głównie producent muzyczny, Kanye West.

Spotkanie z dwiema piosenkami z musicalu „Hair” nie było dla mnie szczególnie ekscytujące. Większość nowych wersji rozczarowuje. I nawet jeśli jakieś nagranie jest interesujące, to i tak w porównaniu ze świetnymi wersjami z filmu, które są dodatkowo wzmocnione sugestywnym obrazem, wypadają raczej przeciętnie.

 

Wojciech Wądołowski

lipiec, 2017r.