How Deep Is Your Love

“How Deep Is Your Love”

Czyli jedna z popularniejszych piosenek zespołu Bee Gees. Zespołu, którzy kojarzy nam się z minioną, beztroską epoką, lekko obciachowym anturażem i śpiewaniem falsetem. Co by jednak nie powiedzieć, piosenki tego zespołu ciągle atrakcyjne zarówno w oryginale, jaki i w setkach nowych wersji. I dziś będzie właśnie o tym, na przykładzie piosenki o głębokiej miłości.

 

„How Deep Is Your Love” to piosenka napisana przez braci Gibb dla Yvonne Elliman, pierwszej odtwórczyni roli Marii Magdaleny  w słynnej rock-operze Jesus Christ Superstar. Ostatecznie jednak piosenkę jako pierwszy zagrał zespół Bee Gees i bardzo szybko wprowadził ja na listy przebojów, w tymna 20. miejsce na liście Billboar’s All Time Top 100.

How deep is your love?
How deep is your love?
I really need to learn
Cause we’re living in a world of fools
Breaking us down
When they all should let us be
We belong to you and me

Z piosenką wiąże się głośny proces sądowy z Ronaldem Selle, który uważał, że bracia Gibb skopiowali jego pomysły. A jak brzmi materiał dowodowy?

 

W pierwszej instancji pan Selle wygrał, ale apelacja już mu się nie powiodła. Rzeczywiście można się doszukać dwóch krótkich fragmentów, które mogą uchodzić za plagiat, jednak procesy z zakresu prawa autorskiego, zwłaszcza w USA,  to temat nie mający nic wspólnego ze sztuką. Więc to zostawmy.

„How big is your love”, jak wszystkie piosenki Bee Gees, wydaje się trudna do zaśpiewania, bo z uwagi na pozornie dużą skalę wymaga użycia falsetu. Tak jednak nie jest, jako że piosenka wymaga od wokalisty skali trochę mniejszej niż dwie oktawyambitus utworu to kwartdecyma. Tak więc bez specjalnego wysilania się może zaśpiewać każdy średnio sprawny wokalista.

Średnich wokalistów nie byłotak dużo, bo większość nowych wykonań piosenki, to ślepe naśladownictwo. Oprócz nagminnego wykorzystywania falsetu bardzo często powielany jest bardzo charakterystyczny dla tej piosenki akompaniament. Jeśli więc kopiuje się główne elementy wykonania, to po co w ogóle śpiewać ten utwór? Jeszcze gorzej jest, gdy kopiuje się dodatkowe elementytak właśnie jest w przypadku kilku zespołów pseudowokalnych: En Vogue, N’Sync, Take That, Portrait. Na tym tle bardzo fajnie brzmi nowozelandzki zespół Adeaze. Prawdopodobnie ich korzenie mieszczące się w muzyce soul i R&B uratowały to wykonanie przed banałem.

Na szczęście artyści, których słucha się z przyjemnością. Co ciekawe, najwięcej jest interesujących prób, w których całkowicie zmieniono charakter utworu. Luther Vandross, zmieniając pulsację utworu, zaśpiewał romantyczną balladę soulową. Smaku całości dodaje piękny akompaniament, szczególnie zakończenie instrumentalne. W ten sposób wokalista pokazuje, że dobra koncepcja, to nie tylko epatowanie głosem.

Niezwykle ciekawie wykonał piosenkę zespół The Bad Plus. Bardzo interesująco jest zobaczyć, jak do piosenek popowych podchodzą rasowi muzycy jazzowi. Tutaj wszystko jej podporządkowane klimatowi. No i świetny pomysł na teledysk. Całość tworzy fantastyczną jakość!

W porównaniu z poprzednim nagraniem propozycja Pitera White wydaje się banalna. Ten świetny gitarzysta,  współpracujący niegdyś z Basią Trzetrzelewską, nagrał wersję z pozoru oczywistą. Dzięki zastosowaniu oszczędnych środków w jego wykonaniu utwór staje się standardem smooth-jazzowym. Tu nie ma szukania drugiego dna. Po prostu muzyka w czystej, naturalnej postaci.

Michael Buble to niekwestionowany król coverowych kreacji. Tak jest i tym razem, ale jednak nie do końca. Dzięki duetowi z  Kelly Rowland powstaje nowa jakość, prawdopodobnie pomysłodawcom chodziło o jakąś magię. Niestety tej magii nie ma. Szkoda, że wokalista nie zaśpiewał sam, bo fragmenty solo świetne. Prawdopodobnie źle została dobrana partnerka wokalisty.

Na zakończenie zostawiłem nagranie wyjątkowewersję w stylu sauté.

To wykonanie jest tak autentyczne i nie zmontowane miksersko, że daje wiarę, dobra koncepcja i talent wykonawcy jedynym argumentem dla słuchaczy. To także dowód dla tysięcy młodych ludzi startujących w talenshow’ach na to, że minimalizm jest sprzymierzeńcem ludzi twórczych. Tak było zawsze. I pewnie długo jeszcze będzie. 

Wojciech Wądołowski

wrzesień, 2012 r.