Część IV
„Niektórzy chyba zapomnieli, że karaoke jest formą zabawy”
Często krytycznie wypowiada sie Pani na temat swoich możliwości wokalnych. Mówi Pani, że straszyła swoim głosem specjalistów od emisji. Dla mnie to wspaniały przykład na to, że aby być interesującym wokalistą, nie trzeba dysponować nie wiadomo jakim warunkami głosowymi.
Straszyłam, bo lubiłam śpiewać głośno i nisko. Straszyłam , bo bardzo chciałam się uczyć i zatruwałam im życie nawet w czasie wolnym. Ale fakt, jest wiele przykładów na światowej scenie, że nie skala, ale osobowość : Marianne Faithfull, Tom Waits, Leonard Cohen.
Pracując nad „Listami Julii”, dużo się nauczyłam także wokalnie. Dlatego namawiam wszystkich chcących się rozwijać, żeby wybierać rzeczy trudne. Ćwiczenie na trudnym materiale i szukanie dobrych technicznych sposobów na rozwiązanie problemów jest najlepszą szkołą. Nawet, jeśli te próby nie dają oczekiwanych rezultatów, to otwierają sporo klapek. Mnie po pracy nad Listami poluzowały się jakieś zawiasy i mam wrażenie, że zrobiłam kolejny krok na przód.
Można się spodziewać , że na następnej płycie usłyszymy koloratury?
O nie! Następna płyta będzie oszczędna wokalnie, ale na pewno jeszcze bardziej świadoma w użyciu głosu.
Ta świadomość zapewne się przydaje w śpiewaniu coverów, bo Pani kilka wykonań znanych piosenek powinno znaleźć się na liście literatury obowiązkowej dla adeptów estrady.
Nie ma sensu śpiewanie piosenek, które ktoś już zaśpiewał w taki sam sposób. Ja się wychowałam na śpiewaniu cudzych piosenek, bo na tym przecież polegało Studio Buffo.
O śpiewanie coverów zrobiłam kiedyś awanturę na jednym z przeglądów. Występowali tam młodzi ludzie z podkładami karaoke, w dodatku z linią melodyczną. Uważam, że wypuszczanie młodego człowieka z taką propozycją na scenę jest skandalem i świństwem. Coś takiego kwalifikuje nauczyciela, czy instruktora do usunięcia z zawodu. Bo jak ci ludzi mają sobie poradzić z zaśpiewaniem do podkładu-dziwoląga. Ten człowiek nie może tego nawet zinterpretować, bo taki podkład nie pozwala na jakąkolwiek samodzielność. Niektórzy chyba zapomnieli, że karaoke jest formą zabawy.
Posłużę się tutaj przykładem piosenki Grażyny Łobaszewskiej „Brzydcy”. Słyszałem ją w ponad setce wszelakich wykonań i gdyby nie Pani, to byłbym przekonany, że nie da jej się zaśpiewać na tyle interesująco, żeby nie porównywać z pierwszą wykonawczynią.
Łobaszewska jest jedna i nie należy się z nią ścigać. Nie chodzi o to, żeby być lepszym od Łobaszewskiej. Chodzi o to, żeby być innym.
Gdyby wszyscy tak samo myśleli, to świat muzyczny byłby łatwiejszy. Powielanie czyichś wykonań to plaga na wielu przeglądach amatorskich.
Tak. Właśnie ostatnio byłam na przeglądzie, na którym po wysłuchaniu młodzieży w koncercie konkursowym próbowałam delikatnie powiedzieć ich instruktorom, że robią tym dzieciakom krzywdę. Uczą ich złych nawyków albo sprzedają zły gust. Był tam na przykład chłopak, który był niezły , słychać było, że jest muzykalny, ale tak się mizdrzył, że po dwudziestu sekundach miało się go ochotę ukatrupić. Ktoś mu zrobił krzywdę, bo przecież on nie wiedział, jak bardzo jest nie do przyjęcia. Lepiej byłoby, gdyby stanął na scenie i po prostu zaśpiewał, nie siląc się na tę całą, zupełnie niepotrzebną otoczkę estradową.
A przecież ci młodzi ludzie zaczynają od innego pułapu niż my 20 lat temu. Przede wszystkim mają nieograniczony dostęp do wszystkiego, co się dzieje na świecie, mogą więc sporo podpatrywać i przy okazji się uczyć. Ja jestem wychowana na typowych polskich piosenkach lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, bo trzeba było się strasznie postarać, żeby mieć na przykład płytę „Bad” [płyta Michaela Jacksona].
Jaki jest Pani stosunek do typowych ćwiczeń wokalnych?
Są ludzie, którym doskonalenie techniki coś daje. Mnie samej lekcje emisji nauczyły niewiele i najczęściej się na takich zajęciach nudziłam. Moim zdaniem nie tędy droga. Ja zawsze musiałam mieć konkretne piosenki, w których ćwiczyłam elementy techniczne. Oczywiście, że technika jest ważna i przeszkody w piosence trzeba przejść za pomocą właśnie techniki; trzeba prześpiewać tę trudna frazę sto razy, aby za sto pierwszym wyszło.
Chyba lubi Pani dzielić się swoim doświadczeniem z młodymi adeptami estrady?
Bardzo lubię pracować z młodzieżą. Nie chciałabym tego robić na co dzień, ale od czasu do czasu, na przykład na warsztatach, to bardzo przyjemne, ale też spalające. Mam taką przypadłość, że jak zaczynam pracować, to najchętniej robiłabym to od świtu do nocy, więc wieczorem półprzytomna padam. Za to rano mogę z tą samą energią kontynuować zajęcia, bo to jest strasznie przyjemne, szczególnie jeśli widać efekty. Największą satysfakcję mam wtedy, gdy udaje się wyciągnąć z człowieka coś nowego, coś o czym nie wiedział, że to ma.
Dziękując za rozmowę, życzę Pani jak najwięcej takich satysfakcji, nowych płyt i nowych słuchaczy. Wszystkiego dobrego!
Rozmawiał Wojciech Wądołowski
luty, 2011 r.