knocking

 „Knocking on the heaven’s door”
„Knockin’ on Heaven’s Door” – piosenka napisana przez Boba Dylana znalazła się na płycie Pat Garrett & Billy the Kid z 1973 ze ścieżką dźwiękową do filmu o tym samym tytule. Według wypowiedzi Dylana, piosenka ta została napisana specjalnie do sceny w filmie, w której szeryf miasta umiera w ramionach swojej żony. Jednak nie jest trudno zobaczyć, że ta piosenka jest również alegorią bezsensownej wojny w Wietnamie. I ten właśnie wątek jest wykorzystywany przez większość wykonawców do wyrażania swojego stanowiska w wszelkich ruchach wyzwoleńczych, buntu wobec spraw społecznych lub politycznych. Tak naprawdę to ta piosenka jest zakodowana w opinii słuchaczy jako swoisty protest song. To kolejny przykład na to, jak piosenka wymknęła się spod kontroli autora i zaczęła żyć swoim, raczej niezależnym życiem. To historia trochę podobna do sukcesu piosenki „Ain’t no sunshine”. Zresztą sam Bob Dylan zaczął w pewnym momencie traktować swoją piosenkę jako szczególny znak rozpoznawczy, stąd też „Knocking on the heavent’s door” znajduje się  w programie każdego jego koncertu.

Trudno jednoznacznie określić, które wykonanie jest bardziej znane – to oryginalne Dylana czy niezwykle charyzmatyczna, szczególnie popularna wśród młodszych słuchaczy, wersja Guns & Roses.

 

Nie ulega wątpliwości, ze nagranie „Gunsów” zostaje w pamięci i staje się idealnym przebojem stadionowym, mimo iż do chóralnego śpiewania nie jest ta piosenka stworzona.  

Nieszczęście tego utworu polega na jego pozornej łatwości wykonawczej i chwytliwej,  nieskomplikowanej melodii, zwłaszcza wdzięcznego w masowym śpiewaniu refrenu. Stąd też wielu wykonawców uważa go za tzw. samograja – wystarczy włączyć go do koncertu i wszystko samo pójdzie, bo przecież ludzie na pierwsze takty dobrze znanej piosenki zaczną zachowywać się entuzjastycznie, a w najgorszym przypadku co najmniej przychylnie. I takie właśnie podejście dostarcza nam setek nieudolnych wersji zespołów amatorskich, ale też początkujących zespołów profesjonalnych. Dlatego właśnie ze szczególnym szacunkiem należy traktować artystów, którym udało przebić się przez sztampę wykonawczą i w swoich propozycjach pokazali oryginalny pomysł na tę piosenkę.
Wśród najbardziej znanych wersji “Knocking on the heavent’s door” znajduje się propozycja Erica Claptona.  

 

 

Jego wersja zapoczątkowała mnóstwo wykonań w stylu reggae wzorujących się na Claptonie. Większość tych prób jest słaba, zgodnie z zasadą grania samograja. Moją uwagę zwróciła wersja Judy Mowatt. Sam fakt, że tę piosenkę śpiewa kobieta, daje nam nowe wrażenia. Koncepcja Judy to klimat reggae, jednak można się pokusić o tezę, że jest to wersja zahaczająca o klimaty gospel.

Ciekawą interpretację stworzył chór z RPA Ladysmith Black Mambaz, ten sam który z Paulem Simonem nagrał rewelacyjną płytę „Graceland”. Do „Knocking on the heaven’s door” zespół zaprosił Dolly Parton i choć wersja samej wokalistki nie wyróżnia się niczym szczególnym, to sam pomysł na tę piosenkę jest świetny. Jest to także kolejny dowód na to, że  udział konkretnego wykonawcy może automatycznie nadać polityczny lub społeczny kontekst wykonywanego utworu. Smaczkiem w tym wykonaniu jest pierwiastek etniczny sprawiający, że ta interpretacja jest ciekawa i autentyczna.

 

Zupełnie inaczej potraktował tę piosenkę zespół Crazy Betty. Zrobienie tego utworu, od początku do końca całkowicie po swojemu i zupełnie inaczej niż wszyscy dotąd, przywraca wiarę w artystów poszukujących.

 

Na zakończenie wersja nadająca splendor piosence, no bo jeśli wykonuje ją londyńska Royal Philharmmonic Orchestra, to jest to niewątpliwa nobilitacja. I rzeczywiście momentami brzmi to interesująco. Szkoda tylko, że aranżer poszedł na łatwiznę i włączył do instrumentarium atrybuty popowe (gitary, perkusja). Sądzę, że gdyby skupić się na bogatych możliwościach orkiestry symfonicznej, wykorzystać szeroki wachlarz brzmienia poszczególnych sekcji instrumentalnych, można by wyczarować niezły świat muzyki.

 

 

Wojciech Wądołowski
listopad, 2011 r.