Paweł Małaszyński – Odcinek III

Część III
„Ludzie!  Gdy  idziecie do szkoły teatralnej, to nie oczekujcie czerwonych dywanów.”
 
Czy aktor, który skończył szkołę  wrocławską, ma prawo mieć kompleksy, że skończył nie tak renomowaną uczelnię, jak na przykład warszawska?
Nie. Dlaczego?  Nie ma żadnej różnicy pomiędzy szkołami.  Każda z tych uczelni  jest szkołą teatralną  i daje ci taki sam dyplom. Zależy, jak się myśli o tym zawodzie.  Ludzie!  Gdy  idziecie do szkoły teatralnej, to nie oczekujcie czerwonych dywanów , wielkiej kinematografii  i nie wiadomo jakich pieniędzy.  Wy przede wszystkim  idziecie uczyć się pracy na deskach. Każda szkoła uczy praktycznie  tego samego, choć wiadomo, że każdy profesor ma inne sposoby  nauczania. We Wrocławiu zawsze się mówiło, że ci w Warszawie mają bliżej do tych ważnych miejsc, ale to o niczym nie świadczy. Kończysz szkołę  gdziekolwiek i  teraz musisz poszukać swojej drogi.  Cztery  lata w szkole to jest piękny , niezapomniany czas , tylko potem zaczyna się prawdziwe życie i trzeba naprawdę dobrze wiedzieć , co się chce w tym zawodzie robić. Ja zawsze chciałem grać w teatrze i tylko z teatrem łączyłem swoją przyszłość. Nie sądziłem,  że cokolwiek innego mi się uda, a że się udało, to bardzo mnie cieszy. Po prostu znalazłem się  w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Udało mi się. Na pewno  trzeba mieć w tym wszystkim trochę szczęścia.
 
Mój profesor mówił, że jeśli nie ma cię w Warszawie, to nie ma cię w tym biznesie. I to prawda, tylko zależy,  jakimi kategoriami myślisz. Jeśli marzysz  o sukcesie w telewizji, czy filmie, no to raczej trzeba do tej Warszawy dojeżdżać, chodzić na castingi, poznawać ludzi , próbować się przebijać.
 
Nawet kiedyś się mówiło, że byliśmy taką szkołą ubogą. Na  III roku pojechaliśmy na warsztaty  do Krakowa i gdy zaprowadzono nas do pomieszczenia z rekwizytami , to oniemiałem od nadmiaru. My byliśmy przyzwyczajeni do grania na jednym krześle i dwóch fotelach, którymi jeszcze  trzeba było się dzielić z inną grupą,  mającą zajęcia w tym  samym czasie. I myślę , że nawet takie rzeczy mi się przydały, bo  to też nauczyło mnie zupełnie innego myślenia.  
 
To Twoje inne myślenie widać już było dużo wcześniej przy  trzech próbach dostania się do szkoły teatralnej. Musiałeś być chyba zdeterminowany?
To raczej  nie była determinacja . Po prostu miałem chęć spełnienia swoich marzeń. Poszedłem na pierwsze egzaminy jako totalny laik. O teatrze wiedziałem niewiele.
 
Osoba mała odporna psychicznie zapewne by się poddała?
Mnie po prostu bawiły egzaminy wstępne. I zawsze po nich się zastanawiałem,  dlaczego się nie dostałem? Kusiło mnie, żeby tak podejść  i  spytać: „Kurczę, dlaczego mnie nie  przyjęliście? Jestem brzydki, czy źle mówię,  a może jestem za gruby, za chudy, za wysoki, czy jestem nadwrażliwy, a może mam krzywy nos?”.  Nie ma recepty na dostanie się do szkoły aktorskiej. Od samego początku wiedziałem, że nie jest łatwo się dostać i już na starcie założyłem sobie, że to może być kilka podejść.  Wiedziałem,  że najwięksi aktorzy próbowali  po kilka razy.
 
Chociażby Gajos, Pszoniak.
 Jest wielu wspaniałych aktorów, którzy próbowali kilka razy. I wiedziałem, że to nie jest tak, że przychodzisz i się dostajesz. Więc sobie  założyłem,  że spróbuję trzy razy, no bo trzeba coś w życiu robić. Nie mogę żyć tylko marzeniami. Bardzo wcześnie poukładałem sobie w głowie, jak ma wyglądać moje życie: jeżeli nie to, to tamto – zawsze musiałem mieć wyjście awaryjne, a nie siedzieć  i czekać. Nie potrafiłbym  tak żyć. Za drugim razem,  kiedy się nie dostałem, stwierdziłem, że może ktoś powinien mnie przygotować, no bo przyjeżdżam,  gadam te teksty i nie wiem po co. I spędziłem rok w  krakowskim L’Art  studio, które przygotowało mnie do egzaminów.
 
Dlaczego jeden aktor  robi  tak zwaną karierę, a inny nie?
Nie ma na to żadnej recepty. Ale co to znaczy kariera w naszym kraju? Można powiedzieć , że wielu z nas osiągnęło karierę, bo zagrasz w jednym serialu główną rolę, jesteś popularny, widać cię na okładkach, zapraszają cię na bankiety.  I to już jest kariera? Jest wielu wspaniałych aktorów,  którzy osiągnęli  bardzo dużo, ale my młodzi? Nie wiem. Pojawiamy się, znikamy, potem znowu się pojawiamy na chwilę. Co roku wychodzi ze szkoły około stu osób, musimy więc sobie zdawać z tego sprawę, ze następuje zmiana pokolenia. W naszym kraju kręci się rocznie 20 filmów, więc o czym my mówimy? Dostać się i zagrać cokolwiek jest naprawdę ciężko. 
 
Kiedy  wchodziłem  w ten zawód, to w telewizji mieliśmy jedynie „Klan” i „Złotopolskich”. Nie było jeszcze takiego show biznesu,  jaki mamy teraz. Być może to zmienia myślenie młodych ludzi, którzy zdają do szkoły teatralnej,  myśląc,  że zagrają  w serialu i będą od razu sławni. Mam nadzieję,  że tak jednak nie jest. Z drugiej strony wiadomo, że kręci się wiele seriali i telenowel  i myślę, że może to i dobrze, bo ci młodzi ludzie mogą gdzieś zagrać, zaistnieć.  Nie wiem co by było, gdybym teraz skończył szkołę. Cieszę się,  jeśli młodym ludziom się udaje, robią coś i są niezależni.  Podziwiam Mateusz Kościukiewicza [laureat nagrody im. Zbyszka Cybulskiego w 2010 roku];  oby mu się udało i szedł  drogą, którą wybrał do końca życia. Mam nadzieję, że z niej nie zboczy. 
 
Zawsze powtarzam ludziom, że nie chcieliby się ze mną zamienić na 48 godziny i podjąć tyle decyzji, które mi przychodzi codziennie podejmować. To jest cholernie ciężki zawód.  Ludziom się wydaje, że my mamy wszystko. Dlatego czasami ma tego wszystkiego dosyć.
 
Pamiętamy ciągle wielki szum związany ze sztafetą gwiazd w związku z igrzyskami w Pekinie i Twoją zdecydowaną postawę. 
Gdy się dowiedziałem,  że kolejne igrzyska będą w Chinach, to od razu pomyślałem, że się będzie działo. I jakoś nikt o tym specjalnie nie mówił , do momentu, gdy się zaczęło mówić,  że tam jedziemy. Nagle sobie wszyscy przypomnieli o Tybecie. I co powiedziałem?  Impreza się odbędzie, skończy i  wszyscy o Tybecie zapomną.  Krótka piłka.  I nagle jakoś o Tybecie ucichło. Gwiazdy się nie fotografują na tę okoliczność.  Nie mówię tu o ludziach, którzy całe życie angażują się w nurty wyzwoleńcze.
 
Imponujący jest Twój  liczny udział w akcjach charytatywnych.
Staram się pomagać, bo mam taką możliwość. Często pomagam, nie chwaląc się tym, a teraz też mogę kogoś namówić, aby dołączył. 
 
Świetnie, że niektórym akcjom charytatywnym towarzyszą działania artystyczne, bo dzięki temu powstała ciekawa piosenka zaśpiewana w duecie z Justyną Steczkowską.
A, to dziękuję, cieszę się.
 
Czy ktoś pomagał Ci wokalnie przy tym nagraniu, bo brzmisz znacznie  lepiej , niż na płycie Cochise?
Nie. Płytę zespołu nagrywaliśmy w domu, a ta piosenka  została nagrana w profesjonalnym studiu. Jak mi postawili mikrofon za jakieś kolosalne pieniądze, to bałem się do niego śpiewać.
 
W tej piosence śpiewasz inną barwą głosu.
Akurat taką  barwę sobie wymyśliłem. Na pewno jest różnica między nagrywaniem w domu na przeciętnym komputerze  a nagrywaniem na sprzęcie profesjonalnym. 
 
 
Jakie mógłbyś dać rady dla młodych ludzi, którzy marzą o zawodzie aktora?
Hmmmmm. Powiedziałbym:  nie róbcie tego, zajmijcie się czym innym.
 
Wiedziałem, że tak powiesz, bo tak mówi prawie każdy popularny artysta. Zakładając jednak,  że i tak wielu młodych nie odstraszysz, daj im kilka rad starszego kolegi.
Nikt nikomu nie da żadnej rady. Wszystko zależy od nas samych i to są nasze suwerenne decyzje.  To zależy, czego chcemy, jak chcemy pokierować swoją karierą. Najważniejsze jest, aby nie załamywać się, bo ten zawód kopie w przysłowiową d. wiele, wiele razy, szczególnie, gdy jest się już  na szczycie. Studiujcie aktorstwo, ale pamiętajcie, że was ostrzegałem.  Życzę Wam wszystkiego dobrego z  całego serca. Mam nadzieję, że się kiedyś spotkamy na scenie, a Wy będziecie żyli w lepszym świecie.
 
 
Rozmawiał Wojciech Wądołowski
 
listopad, 2010 r.