„Unchained Melody”

„Unchained Melody”

Dzisiaj będzie o piosence, którą każdy zna, ale nie wiedzieć czemu, nie traktuje jej serio. Bo rzeczywiście trudno mieć poważny stosunek do utworu, który nieodzownie kojarzy się z parkietem i klimatami nie do końca artystycznymi. Tymczasem „Unchained Melody” jest piosenką historyczną – znajduje się na 4. miejscu zestawienia utworów wszechczasów magazynu The Telegraph, a według właściciela praw autorskich legalnie zostało nagrane przez ponad 670 artystów w wielu językach. Co więc sprawiło, że tą piosenką wszyscy się interesują?

Zaczęło się niewinnie, bo w 1955 roku utwór autorstwa Alexa North z tekstem Hy Zareta pojawił się w mało znanym filmie „Unchained”. Zaraz po swojej premierze piosenką zainteresowało się jednocześnie kilku wykonawców – w USA popularność zdobyły 3 różne wykonania, a w Wielkiej Brytanii aż 4, z czego 2 zupełnie nowe. O tych wersjach można wspomnieć dla porządku, ale  i tak najważniejsze okazało się nagranie powstałe 10 lat później.

I tak interpretacja Righteous Brothers stała się wzorcem dla wielu artystów. Prawie 30 lat później piosenka stała się motywem przewodnim filmu „Ghost”, otrzymując swoje drugie życie. Niestety większość nowych wersji wepchnęło piosenkę do szuflady muzyki ckliwej, wręcz kiczowatej. Dlatego dziś posłuchamy wersji, które próbowały odciąć się od tego niezbyt chwalebnego wizerunku.

Zazwyczaj najwięcej nowych wersji powstaje bardzo krótko po pojawieniu się piosenki. Prawdopodobnie chodzi o szybkie wykorzystanie magicznych 5 minut. W przypadku tej piosenki było właśnie tak – wspomniane liczne wersje gościły na listach przebojów do czasu pojawienia się tej jednej (wspomnianej wersji Righteous Brothers), która wyeliminowała wszystkie wcześniejsze. Z tego okresu pochodzi wersja bardzo różniąca się od pozostałych. Zespół The Fleedwoods wykonał piosenkę a cappella, a przy tym ciekawie, odkrywając w niej nieco inne odcienie.

Wśród wielu gwiazd estrady wykonujących piosenkę sztampowo, znaleźli się artyści, którzy potraktowali ją po swojemu. Zaczynamy od niespodziewanej wersji Cyndi Lauper. Ta wokalistka przyzwyczaiła nas do wykonywania repertuaru przebojowego, ale raczej z charakterem. Tymczasem „Uncheined Melody”, reprezentująca zupełnie inną stylistykę, w ustach artystki brzmi inaczej – dramatycznie i przekonująco.

Po przesłuchaniu wielu miernych wersji i zaledwie kilku interesujących natknąłem się na nagranie, którego nie powinienem się spodziewać. Bo jak nazwać próbę zespołu U2? To jednak tylko teoria, czyli dowód na to, że nasze wyobrażenia o jakiejś piosence mogą wynikać z przyzwyczjenia się do określonego stylu wykonawczego. Słuchając, jak tę piosenkę wykonuje U2, można mieć wrażenie, że to ich autorski, sztandarowy utwór.

Mój ulubiony, zmarły niedawno artysta, John Benson nagrał wersję elegancką. Warto zauważyć, że Benson, który na co dzień poruszał się po zupełnie innych obszarach estetycznych, pokazał, że nawet utwór „oklepany” można wykonać z klasą i szacunkiem dla jego twórców. To jedno z ciekawszych wykonań tej piosenki.

Na koniec zostawiłem 2 nagrania mocno wyróżniające się. Szwedzka wokalistka Lykke Li nagrała wersję wariacyjną. Jej podejście do piosenki to uchwycenie jej balladowego charakteru. Wykonanie opiera się na skromnym wykonaniu naturalnym głosem, a później kilkoma głosami z towarzyszeniem fortepianu. Ta wersja jest tak skromna i naturalna, że w porównaniu z wieloma wersjami „na bogato” zdecydowanie się wyróżnia.

Kalifornijski duet Iggy T and The Crazymakers, dopiero wchodzący na rynek muzyczny, zaproponował wersję  podobną. Tutaj także jest spokojnie i nastrojowo, jednak cała warstwa muzyczna jest dużo bardziej rozbudowana. Zastosowano stylistykę przypominającą niektóre wykonania Ammy Winehouse. To także bardziej jest wariacja niż czyste wykonanie covera.

Okazuje się, że piosenka, która na pierwszy rzut oka wydaje się bogatym zbiorem ciekawych wykonań, jest dla nowych artystów sporym wyzwaniem. Bo chyba najtrudniej jest zmienić konotację, z utworu masowego, kojarzącego się z piosenką do tańca, na coś, czego słucha się z uwagą i skupieniem. I to jest właśnie magia.

 

Wojciech Wądołowski

wrzesień. 2017 r.